10 najlepszych filmów indie na Max. To wyjątkowe kino

Autor: Agnieszka Sielańczyk
08-12-2025
10 najlepszych filmów indie na Max. To wyjątkowe kino
fot. kadr z filmu „The Lobster”
Streaming zdemokratyzował dostęp do kina niezależnego, ale Max – platforma, która wyrosła z DNA HBO – pozostaje kuratorską przestrzenią dla widzów znudzonych algorytmiczną papką.
Biblioteka serwisu to nie przypadkowy zbiór, lecz przemyślana kolekcja tytułów, które definiowały i wciąż definiują kino poza głównym nurtem. Od psychologicznych thrillerów po intymne portrety społecznych outsiderów – oto dziesięć filmów, które warto obejrzeć.
1/10
1. Martha Marcy May Marlene (2011)
Debiut Seana Durkina to film, który działa jak zatruty haczyk – wpija się w świadomość i nie odpuszcza. Elizabeth Olsen w swojej pierwszej kinowej roli gra Marthę, kobietę uciekającą z sekty w góry Catskill, by schronić się u siostry Lucy (Sarah Paulson). Durkin montuje rzeczywistość jak rozpuszczające się wspomnienia: przeszłość i teraźniejszość przeplatają się bez ostrzeżenia, a widzowie – jak sama Martha – tracą pewność co do tego, gdzie kończy się trauma, a zaczyna rzeczywistość.
Olsen buduje postać warstwa za warstwą – od uległości przez konfrontacyjną dzikość po paniczny strach – nigdy nie sygnalizując przejść. John Hawkes jako przywódca kultu Patrick to nie karykatura, lecz portret manipulatora operującego językiem pseudofilozoficznej szczerości. Film unika pułapki sensacyjności; nie interesuje go spektakl, lecz mechanizm – jak sekta pożera tożsamość, jak zmienia imiona (Martha, Marcy May, Marlene) w narzędzia kontroli. Zakończenie, które wielu uznało za frustrujące, jest w istocie jedynym uczciwym wyborem: trauma nie oferuje domknięcia, tylko ciągłe trwanie w niepewności.
2. Charlie (2012)
Stephen Chbosky zaadaptował własną powieść z czułością kogoś, kto rozumie różnicę między nastoletnią nostalgią a rzeczywistym bólem dorastania. Logan Lerman gra Charliego, pierwszoklasistę z historią psychiatrycznej hospitalizacji, który znajduje przystań w Samie (Emma Watson) i Patricku (Ezra Miller) – dwójce outsiderów o rok starszych, którzy traktują dziwność jak manifest.
Film balansuje między łatwością mixtape'owej estetyki lat 90. a ciężarem niewypowiedzianej traumy. Chbosky nie ucieka przed tematyką molestowania, depresji czy queerowej tożsamości, ale nie fetyszyzuje ich też dla dramatycznego efektu. Watson pokazuje kruchość za fasadą marzycielskiej pewności siebie. Miller – jeszcze przed głośnymi rolami – buduje postać, której flamboyance to tarcza, nie tożsamość. A scena w tunelu, z Davidem Bowie'em na ścieżce dźwiękowej, to jeden z tych momentów, które definiują, czym jest kino o dorastaniu.
3. Days of Being Wild (1990)
Wong Kar-wai w swoim drugim filmie fabularnym stworzył matrycę, z której będzie czerpał przez całą karierę: melancholijny portret ludzi uwięzionych w marzeniach o kimś innym. Hong Kong lat 60. to tu nie tło, lecz psychologiczny krajobraz – wilgotne światło, zatłoczone ulice, zegary, które odmierzają czas jak wyrok.
Leslie Cheung gra Yuddy'ego, adoptowanego syna, który zbiera kobiety jak dowody własnej niepowtarzalności, by zaraz je odrzucić. Maggie Cheung i Carina Lau to nie obiekty pożądania, lecz świadome uczestniczki toksycznego tańca. Christopher Doyle, jeden z najwybitniejszych operatorów we współczesnym kinie, kręci kadry nasycone kolorem i ciszą – każda scena wygląda jak żywy obraz. Film kończy się jedną z najbardziej zaskakujących sekwencji w historii kina hongkońskiego: wprowadzeniem postaci granej przez Tony'ego Leunga, które nigdzie nie prowadzi. To nie błąd montażu – to celowa przerwa, metafora nierozwiązanych pragnień, które definiują cały dorobek Wonga.
4. The Tale (2018)
Jennifer Fox, dokumentalistka, która przez dwadzieścia lat realizowała filmy o kobietach na całym świecie, zdecydowała się w końcu opowiedzieć własną historię – o molestowaniu, którego doświadczyła w wieku trzynastu lat ze strony trenerki jeździeckiej i jej partnera. Laura Dern gra dorosłą Jennifer, która przez dekady przekonywała samą siebie, że jej pierwsza relacja seksualna była romansem, nie przestępstwem.
Fox nie robi filmu o cierpieniu dla samego cierpienia. The Tale analizuje mechanizmy racjonalizacji – jak umysł chroni się przed prawdą, konstruując narracje bardziej do zniesienia. Jason Ritter jako Bill, trener biegowy, nie gra potwora – gra człowieka, który uwierzył we własny mit zbawiciela. Isabelle Nélisse jako trzynastoletnia Jenny jest tu kluczowa: Fox celowo obsadziła dziewczynkę, nie nastolatkę, żeby widzowie – jak dorosła Jennifer – zmierzyli się z niemożliwością usprawiedliwienia tego, co widzą. Film kończy się spotkaniem dwóch Jennifer: dorosłej i dziecka. To sekwencja, która rozbraja każdą możliwość ucieczki w abstrakcję.
5. Good Time (2017)
Bracia Safdie zrobili karierę na filmach o ludziach, którzy nie potrafią przestać uciekać przed konsekwencjami własnych decyzji. Robert Pattinson gra Connie'ego, drobnego przestępcę z Queensu, który po nieudanym napadzie na bank próbuje wyciągnąć swojego brata z upośledzeniem intelektualnym z więzienia – jedna desperacka decyzja za drugą, w trakcie jednej nocy.
Oneohtrix Point Never skomponował ścieżkę dźwiękową niczym atak paniki – syntezatory pulsują, narastają, nie dają oddychać. Sean Price Williams, długoletni współpracownik braci, kręci na 35 mm z ręki, filtr neonowych świateł Nowego Jorku tworzy wizualny odpowiednik chorobliwego majaczenia. Pattinson, po latach ucieczki od Zmierzchu, udowadnia, że jest jednym z najciekawszych aktorów swojego pokolenia – jego Connie to nie antybohater z moralnym kompasem, lecz szczur w labiryncie, któremu zabrakło wyjść.
6. The Lobster (2015)
Yorgos Lanthimos, zanim nakręcił Faworytę i Biedne istoty, zdefiniował się jako reżyser absurdu z krwawym rysopisem. The Lobster to dystopia, w której single są zmuszani do znalezienia partnera w ciągu 45 dni, w przeciwnym razie zostają zamienione w zwierzę własnego wyboru. Colin Farrell gra Davida, świeżo rozwiedzionego mężczyznę, który trafia do Hotelu – surrealistycznej instytucji przypominającej sanatorium ze złotej ery kina europejskiego.
Lanthimos i współscenarzystka Efthymis Filippou konstruują dialogi jak recytowane instrukcje obsługi – pozbawione emocji, absurdalnie dosłowne. Rachel Weisz jako narratorka i love interest wprowadza do tej maszynerii pierwiastek autentyczności, ale nawet to uczucie jest zadekretowane, nie przeżyte. Film atakuje społeczną presję life-milestones'ów – małżeństwa, dzieci, „normalności” – ale nie proponuje anarchistycznego manifestu. Samotni w lesie, którzy uciekli z Hotelu, są równie despotyczni jak system, przed którym uciekają. Lanthimos mówi: każda ideologia, która próbuje regulować intymność, jest faszyzmem.
7. The Naked Kiss (1964)
Samuel Fuller to reżyser, który nigdy nie wierzył w subtelność. The Naked Kiss zaczyna się od sceny, w której prostytutka Kelly (Constance Towers) katuje swojego alfonsa torebką – kamera pokazuje to z jej perspektywy, trzęsącym się first-person shotem, który antycypuje Hardcore Henry'ego o pięćdziesiąt lat. Kelly ucieka z wielkiego miasta do małomiasteczkowej Ameryki, gdzie próbuje zacząć od nowa jako pielęgniarka w szpitalu dla dzieci z niepełnosprawnościami.
Fuller nie udaje, że małe miasto to sielanka – to tylko inna konfiguracja hipokryzji, gdzie lokalne osobistości korzystają z usług prostytutek, ale potępiają je publicznie. Towers gra Kelly twardo i bez cynizmu – jej postać rozumie system, ale nie pozwala mu się zdefiniować. Zakończenie, w którym odkrywa się pedofilskie skłonności lokalnego filantropa, to scenariusz, który w 1964 roku musiał być szokiem. Fuller atakuje fasadę mieszczańskiej przyzwoitości młotem, nie skalpelem, ale pozostaje przy tym formalistą – czarne-białe kadry mają ekspresjonistyczną precyzję.
8. Kiss of the Spider Woman (1985)
Adaptacja powieści Manuela Puiga, którą wyreżyserował brazylijski filmowiec Héctor Babenco, to kameralne studium więziennej przyjaźni między dwoma mężczyznami: Valentínem (Raúl Juliá), marksistowskim rewolucjonistą uwięzionym przez reżim, a Moliną (William Hurt w roli, za którą dostał Oscara), homoseksualnym więźniem obsesyjnie opowiadającym historie z filmów, które widział.
Molina rekonstruuje je w wyobraźni: niemieckie melodramaty z lat 40., pełne glamour i tragizmu, które Babenco inscenizuje jako filmy w filmie. To strategia przetrwania. Hurt gra Molinę bez przesady, z czułością wobec postaci, która w latach 80. mogła łatwo stać się obiektem drwin. Juliá jako Valentín to rewolucjonista, który uczy się, że ideologia bez empatii to tylko kolejna forma opresji. Film nie proponuje naiwnego pojednania – finał jest brutalny, uczciwy, nieunikniony.
9. Beasts of the Southern Wild (2012)
Benh Zeitlin zadebiutował filmem, który wyglądał jak gorączkowe omamy w reżyserii Terrence'a Malicka. Sześcioletnia Hushpuppy (Quvenzhané Wallis, najmłodsza nominowana do Oscara za pierwszoplanową rolę w historii) mieszka z ojcem w Bathtub – fikcyjnej społeczności na obrzeżach Luizjany, odciętej od cywilizacji przez tamy.
Zeitlin kręci jak poeta – kamera z ręki, naturalne światło, aktorzy spoza branży – ale nie fetyszyzuje biedy. Hushpuppy opowiada historię własnym głosem, w którym mitologia miesza się z obserwacją: prehistoryczne zwierzęta (aurochs) rozmrażają się z lodowców i idą na południe, Bathtub tone w popowodziowej wodzie, ojciec (Dwight Henry) umiera. Wallis gra chłodno, jej twarz w zbliżeniach to geologiczna mapa determinacji. Film mówi o klimatycznej apokalipsie, o klasowym porzuceniu, o odporności społeczności, które system chce wymazać – ale robi to językiem dziecięcej wyobraźni, nie socjologicznego traktatu.
10. Mona Lisa (1986)
Neil Jordan, zanim nakręcił Płacz, Koniec romansu czy Wywiad z wampirem, zrobił brytyjski noir o byłym więźniu George'u (Bob Hoskins), który po wyjściu z celi dostaje zlecenie od gangstera: wozić high-end prostytutkę Simone (Cathy Tyson) po ekskluzywnych hotelach Londynu.
Hoskins gra George'a - mężczyznę, który nigdy nie nauczył się rozumieć świata poza więzieniem. Jego moralność jest prosta, brutalna, ale nieskażona cynizmem. Tyson jako Simone to nie femme fatale, lecz kobieta uwięziona w ekonomii, której nie stworzyła. Jordan montuje Soho jako labirynt neonów i ciemnych zaułków, gdzie każda transakcja jest też relacją władzy. Nat King Cole śpiewa tytułowy utwór, ale to nie romantyczna ballada – to piosenka o enigmie, o uśmiechu, który niczego nie ujawnia. Zakończenie nie daje katharsis, tylko gorzkie zrozumienie, że miłość i zbawienie to dwie różne rzeczy.
FacebookInstagramTikTokX