- Wychowałam się na rockowej muzyce. Moją kołysanką na dobranoc był album "Nevermind" Nirvany, a za dnia energię ADHD-owego dziecka rozładowywały albumy AC/DC i Metalliki. Tata wie, co dobre. Potem pałeczkę przejęła moja mama, rozkochując we mnie jazzowe i soulowe klimaty (Aretha Franklin, Ray Charles, Billy Paul) oraz wysyłając na obóz wokalistyki jazzowej. Tam zaczął się bunt. Bunt przeciwko nudzie i odkrywanie całkiem nowych brzmień. Poza godzinami zajęć szaleni kumple pokazali mi Red Hotów. Funk Alternative Rock, to było to. Następnie przeprowadzka z rodzinnego miasta i poszukiwanie własnej tożsamości podczas szlajania się ulicami Warszawy i słuchania Arctic Monkeys "Do I Wanna Know?" na repeacie. Kobiecości zaś szukałam u boku Beyoncé na jej albumie "Lemonade". No i w końcu kilka lat temu, zapraszając pewnego francuskiego dżentelmena do mojego życia, nieświadomie wpuściłam do mojego serca elektroniczną muzę: The Blaze, Franc Moody, Kid Francescoli, Angèle. Mnogość przypadków, kiedy na mojej drodze pojawiły się właściwe osoby we właściwym czasie. Bardzo odkrywczy rozdział w moim życiu. Jeszcze nie wiem, dokąd mnie zaprowadzi - komentuje Kasia.