Artysta wizualny z Nowego Jorku przesuwa granice tego, co dla zwykłych śmiertelników oznacza make-up. Zresztą po co ograniczać się do ukrywania niedoskonałości, skoro twarz może stać się czystym płótnem?
Wygląda jak żywy obraz Giuseppe Arcimbolda lub René Magritte'a. Jego kreacje, choć piękne, niekiedy wyglądają dosyć boleśnie. Nieprzemijającą inspiracją pozostaje dla niego natura, jej przemiany, delikatność i brutalność. Na zdjęciach występuje obklejony kwiatami i biżuterią, kamieniami i łańcuchami. Wygląda bardziej jak mityczne stworzenie, mściwy bożek lub nimfa, niż człowiek. Mitologia nie jest mu zresztą obca – wystarczy spojrzeć na jego pseudonim.