Wiemy, czym będzie to skutkowało. Część stanów deklaruje utrzymanie liberalnych zapisów w tym temacie, ale reszta zdelegalizuje lub poważnie ograniczy aborcję. Wiemy także, że miało się tak stać. W maju tego roku wyciekł projekt orzeczenia napisanego przez konserwatywnego sędziego Samuela Alito, który domagał się zdelegalizowania aborcji. Rozstrzygnięcie tej przesądzonej sprawy było tylko kwestią czasu.
Dotychczasowe prawo do aborcji w Stanach Zjednoczonych było gwarantowane na podstawie 14. poprawki do konstytucji. To właśnie na nią w latach 70. powołał się Sąd Najwyższy, wydając wyrok w sprawie Roe kontra Wade. Od tamtej pory przerwanie ciąży było możliwe przez cały jej okres. Poszczególne stany mogły jednak wprowadzać ograniczenia aborcji w 2. i 3. trymestrze. Wyrok w sprawie Planned Parenthood kontra Caseys potwierdził to prawo, a dodatkowo zakazał nakładania zbyt dużych restrykcji na dostęp do aborcji.
Dziś w budynku Sądu Najwyższego miała miejsce historyczna chwila. Szkoda, że taka, której w XXI wieku powinien się on wstydzić. Jesteśmy razem z wszystkimi kobietami, które wobec tej krzywdzącej decyzji będą zmuszone ryzykować swoim zdrowiem i życiem.