Jednym z bojowników walczących z konsumpcjonizmem i moralną zgnilizną współczesnego świata jest Banksy. Tajemniczy graficiarz, którego tożsamość pozostaje nieznana, regularnie podejmuje się trudnych i bolesnych tematów w swojej twórczości. Jest też absolutnie przeciwny sprzedawaniu własnej sztuki. Kiedy w Moskwie zorganizowano wystawę z jego pracami, pobierając 20 funtów za wstęp, Banksy zdecydowanie to potępił. Wyciął za to niezły numer, podstawiając na moście w Anglii człowieka sprzedającego jego prace za grosze. Nikt ich nie kupił. Artysta zakpił z ludzi rzekomo ceniących jego sztukę. I również zmaga się z widmem cenzury. W Essex usunięto jego pracę przedstawiającą z jednej strony rysunku gołębie z hasłami antyimigranckimi, a z drugiej kolorowego ptaszka, ponieważ władze miasta uznały obrazek za rasistowski. Ich późniejszy komentarz dowodził, że nie mieli pojęcia, że to dzieło Banksy'ego. Dowiedzieli się tuż po usunięciu rysunku i… zaprosili artystę do powrotu ze swoją sztuką do Essex. Za to w Nowym Jorku streetartowiec stworzył mural przedstawiający dziennikarkę Zohrę Dogan za kratkami, gdzie odbywała trzyletnią karę więzienia za namalowanie obrazu prezentującego turecką flagę na tle ruin miasta Nusaybin. „Naprawdę rozumiem jej sytuację. Malowałem rzeczy o wiele bardziej zasługujące na pobyt w więzieniu”, powiedział gazecie New York Times artysta. Innym razem, w 2007 roku, pracownica Londyńskiego Transportu zamalowała jego dzieło przedstawiające bohaterów kultowego filmu Pulp Fiction z bananami w rękach zamiast broni. W 2016 roku na jego pracy przedstawiającej portret Steve’a Jobsa, twórcy marki Apple, zamalowano twarz i dopisano słowa „London calling”. Na Wikipedii jest nawet strona poświęcona usuniętym i zamalowanym pracom Banksy’ego. Można odnieść wrażenie, że Banksy walczy z całym światem – z chciwością, władzami i wandalami. Oczywiście, choć generalnie graffiti jest niedozwolone, to, czy wiedząc, że to sztuka intencjonalna, miasta nie powinny skupić się na reparacji rzeczywistych szkód?