Gore w „Bring Her Back” jest obfity, ekstremalny i budzący mdłości, ale nie jest wartością nadrzędną całości. To doskonała wizytówka dla praktycznych efektów specjalnych Larry'ego Van Duynhovena – pod krwią i trzewiami kryje się jednak wzruszająca medytacja nad żałobą.
Barrett sprzedaje zarówno wrażliwość, jak i gniew nastoletniego chłopca chroniącego siostrę. Wong, wyłowiona ze szkolnej klasy teatralnej, jest traktowana jak ranna gołębica – dopóki nie udowodni, że potrafi się obronić. Sally Hawkins zasługuje na trzecią nominację do Oscara za kreację Laury – podstępnej i nieobliczalnej kobiety, która jednocześnie budzi współczucie jako matka zniewolona żałobą. MVP filmu to jednak Jonah Wren Phillips jako Ollie. Dziesięcioletni dzieciak radzi sobie znakomicie z ekstremalną treścią filmu, a jego gra – podkreślona szklistymi oczami – jest źródłem większości przerażenia, na jakie zostajemy narażeni podczas seansu.
Bracia Philippou wypełniają film swoim charakterystycznym humorem i australijskim sznytem. Scenariusz pozostawia dokładnie tyle zagadek w mechanice kultowych działań Laury, by zapewnić gorące dyskusje po seansie. Wszystko jest cykliczne – motywy wizualne i dźwiękowe przenikają się w nieprzewidywalny sposób. Jeśli tak ma wyglądać przyszłość australijskiego horroru, to jest doskonała i absolutnie przerażająca.