"Od razu poczułam, że polubię tego gościa". Chrysta Bell zauroczyła samego Davida Lyncha

05-03-2018
"Od razu poczułam, że polubię tego gościa". Chrysta Bell zauroczyła samego Davida Lyncha
Enigmatyczna i hipnotyzująca. Wkrótce oczaruje warszawską publiczność
W roku 1999 Chrysta Bell poznała sławnego producenta filmowego i kompozytora – David Lynch'a. Spotkanie to zaowocowało m.in. wydaniem dwóch wspólnych albumów, czyli "This Train" oraz "Somewhere In The Nowhere". W połowie roku 2017 artystka wydała zaś swój kolejny, solowy album "We Dissolve". Jej twórczość to ciekawe połączenie popu z soulem, rockiem i jazzem, często określane jako tzw. dream pop.
22 kwietnia zagra w warszawskim klubie Smolna.
Pamiętasz moment, kiedy spotkałaś Davida Lyncha po raz pierwszy?
Nigdy nie zapomnę tego, kiedy po raz pierwszy wchodziłam po schodach do jego studia. To te same schody, które pojawiają się w filmie „Zagubiona autostrada”. David otworzył mi drzwi i przywitał ciepłym uściskiem. W ustach niedbale wisiał mu papieros. Było w tym wszystkim dużo czułości i sympatii, od razu poczułam, że polubię tego gościa.
W jaki sposób zaproponował ci rolę w „Twin Peaks”? Zgodziłaś się od razu, czy miałaś wątpliwości?
Propozycja padła, kiedy byliśmy już w końcowej fazie nagrywania EP-ki „Somewhere In The Nowhere”. Na początku był bardzo tajemniczy, po protu powiedział „chyba jest dla ciebie rola w moim nowym projekcie. Ale zanim z jego strony pojawiły się konkretne propozycje minęły miesiące.
Jak wspominasz to aktorskie doświadczenie?
Cieszyłam się z każdej minuty spędzonej na planie, choć jednocześnie przerażał mnie mój brak doświadczenia. Gdyby pojawił się nowy, interesujący projekt z pewnością bym to powtórzyła.
Twój najnowszy album „We Dissolve” jest pierwszym, którego nie współtworzył David Lynch. Został również nagrany w Wielkiej Brytanii, a nie w USA. Na czym polegały różnice?
Pracując z Davidem muzyka sama się pisze. Mamy gotowe melodie jeszcze zanim wejdę do studia w słonecznym Hollywood. Ale faktem jest, że to powolny proces, nasz pierwszy album powstawał przez blisko dekadę. „We Dissolve” powstawał wraz z Chrisem Smarem, twórcą tekstów. Przez ponad rok nagrywałam demo w upalnym San Antonio w Teksasie, by potem przenieść się do pochmurnego Bristolu. Mając u steru niepowtarzalnego Johna Parisha nagraliśmy cały materiał w 17 dni.
W jakich okolicznościach najlepiej ci się tworzy?
Uwielbiam pisać piosenki podczas samotnych przejażdżek po autostradzie. Zdarza mi się to dosyć często.
Czy któryś z utworów z nowej płyty szczególnie sobie upodobałaś?
„Half Asleep” i „We Dissolve”. Poruszają temat kręgu życia, jego nieskończoności, cyklu narodzin, śmierci i odrodzenia umysłu oraz duszy. Te tematy są mi bardzo bliskie.
Podobno David Lynch zaproponował ci udział w swoim projekcie medytacji transcendentnej. Czy możesz powiedzieć coś więcej na temat samej praktyki?
Wycisza niepokój i żal tak jak woda gasi pragnienie. Pomaga się wyciszyć i znaleźć ukojenie. To bardzo proste narzędzie, które jest niesamowicie efektywne. Pomaga mi w codziennym funkcjonowaniu czyniąc pewne rzeczy prostszymi. To ogromny dar. Metafizyka i duchowość są dla mnie niezwykle ważne i mają duży wpływ na moją kreatywność.
Jakie są twoje następne plany?
Za moment wchodzę do studia w Teksasie, by nagrać parę nowych utworów na nadchodzącą EP-kę. Jestem tym niesamowicie podekscytowana i jednocześnie zestresowana, ale w pozytywnym znaczeniu. Niezwykle ciekawi mnie to, jak nowa muzyka zostanie odebrana. Tym bardziej, że teraz będziemy pracować nad czymś innym. Przygoda trwa.
FacebookInstagramTikTokX