

Jagna Rudzka, Jacek Jelonek, Zofia Krawiec, fot. Milena Liebe
Co oznacza zwrot „take care”? Czy to tylko szybkie „trzymaj się” rzucane w biegu na pożegnanie, czy może coś więcej? Hasło firmujące kampanię Sprandi na sezon wiosna-lato 2022 odnosi się przede wszystkim do sposobów self-care pozwalających odnaleźć wytchnienie od codziennego zgiełku. Ponadto marka zachęca do zatroszczenia się o swoje najbliższe otoczenie. A co „take care” znaczy dla innych?
Wspólnie z marką Sprandi zaprosiliśmy Jacka Jelonka, Jagnę Rudzką, Natalię Gutkiewicz, Łukasza Bogusławskiego, Tomka Janusa i Zofię Krawiec do rozmowy o tajemnicach kryjących się za tymi słowami. Dbanie o swoje samopoczucie, emocje, ciało? Nie ma złych odpowiedzi. „Take care” to dla każdego coś innego i to jest piękne.
tekst i foto Milena Liebe

1/6


Jagna Rudzka
Świeża absolwentka projektowania ubioru, obecnie rozwija się w jednej z polskich marek. Poza branżą modową bawi się i próbuje swoich sił w sztuce tatuażu. Na sesjach fotograficznych i planach zdjęciowych lubi brać udział zarówno jako modelka, jak i po drugiej stronie obiektywu w roli kostiumografiki. Miłośniczka van life’u i surfa.
Co dobrego ostatnio dla siebie zrobiłaś?
Ostatnie miesiące były dla mnie czasem sporych zmian, przeprowadziłam się do innego miasta, zamieszkałam samodzielnie. Myślę, że to duży krok w stronę autonomii i niezależności. To taki moment, w którym wyraźnie czuję odpowiedzialność za swoje decyzje i wybory. Troska o samą siebie przynosi mi satysfakcję, dodaje mi odwagi, by realizować marzenia, powoduje, że czuję się twórcza i czerpię radość z rozwoju.
Jak wyraża się pojęcie „take care” w twoim życiu?
Moje „take care” polega na tym, że staram się być wobec siebie wyrozumiała. Nie oceniam własnych myśli i patrzę na siebie przyjaznym okiem, staram się utrzymywać dobrą relację z moim superego. Nie znaczy to, że jestem dla siebie pobłażliwa, ale po prostu tolerancyjna, wybaczam sobie potknięcia. To tworzy atmosferę komfortu, pozwala być autentycznym i pewniejszym siebie. Sądzę, że najważniejsze, co można dla siebie zrobić, to po prostu przyjaźnić się z sobą.
Możesz zaprojektować najwygodniejszy strój na Ziemi. Co to będzie?
Dres dobrej jakości z idealnego wykroju, dający ciału luz i oddech. Niedawno rzuciły mi się w oczy długie puchowe kurtki zaprojektowane przez Issey Miyake w 2004 roku, które transformowały się w śpiwór. Pomyślałam, że to totalnie coś, co mogłabym i zaprojektować, i nosić.
Twoje ulubione miejsce w domu?
Łóżko, wanna, hamak na balkonie.
Filmy, które zmieniły twoje życie i są dla ciebie jak comfort food?
„Wszystko za życie” opowiadające o chłopaku, który rzuca wszystko i wyrusza w daleką podróż. Filmy takie jak „Efekt motyla” i „Wielki błękit” również szeroko otworzyły mi oczy. Serialem, do którego wracam, szczególnie w gorszych chwilach, są „Przyjaciele”. Towarzyszą mi od dzieciństwa i nadal maksymalnie poprawiają humor.
Jacek Jelonek
Model, producent, architekt krajobrazu, w przeszłości zawodnik sportów jeździeckich. Pierwszy książę polskiej edycji „Prince Charming” – gejowskiego show randkowego.
Co dobrego ostatnio dla siebie zrobiłeś?
Któregoś dnia dzwoni mój znajomy i pyta: „Jacek, czy nie pomógłbyś mi trenować mojego konia? Nazywa się Wicher”. Artur, właściciel konia, nie miał pojęcia, jak bardzo czekałem na ten telefon. Wróciłem do jazdy konno. To powrót do pasji, za którą tęskniłem, a przez prawie trzynaście lat była moją codziennością.
Jak wyraża się pojęcie „take care” w twoim życiu?
„Take care” w ostatnim czasie nabrało zupełnie nowego znaczenia i wskoczyło na inny poziom. Moim zdaniem jako społeczeństwo, ale też pojedyncza jednostka, my, Polacy, zdaliśmy egzamin celująco z pojęcia „take care” i bycia człowiekiem. Taka empatia, współczucie i chęć dbania o drugiego człowieka chyba nigdy nie były równie namacalne i zauważalne. Ostatni czas pokazuje, co naprawdę znaczny słowo „dbać”, bo dotyczy wszystkich aspektu życia każdego z nas.
Pamiętasz moment, w którym nauczyłeś się dbać o siebie?
Chyba nadal się tego uczę. Dbanie o kogoś wychodzi mi znacznie łatwiej – może dlatego, że tak zostałem wychowany. Moi rodzice zawsze stawiali mnie i mojego brata na pierwszym miejscu, dbali o siebie nawzajem, często zapominając zadbać o siebie samych. Ja natomiast jestem zdania, że aby dbać o kogoś, musisz najpierw pomyśleć o sobie, być szczęśliwy tu, gdzie jesteś, i akceptować to, kim jesteś. Inaczej albo za szybko się wypalisz, albo po prostu opadniesz z sił i to ty będziesz potrzebować pomocy.
Zamknij oczy i pomyśl o najprzyjemniejszej rzeczy na świecie. A teraz nam o tym opowiedz.
WOLNOŚĆ… Często zamykam oczy i przenoszę się do dwóch miejsc bardzo bliskich mojemu sercu. Choć jedno z nich było dla mnie zupełnie nowe, w pierwszej sekundzie po wyjściu z samolotu poczułem się jak u siebie. To jest tak, jakby duża część mnie utożsamiała się z tym miejscem i kiedy w końcu tam dotarłem, poczułem się jak w domu. To uczucie wolności, którego chyba nigdy nie zapomnę i będzie mi bardzo ciężko znaleźć odpowiednie słowa, by je opisać. Pierwsze miejsce to Kapsztad, miasto w Południowej Afryce, które jak się później dowiedziałem, było piątym na świecie i pierwszym w Afryce miejscem, które zalegalizowało małżeństwa homoseksualne. RPA jest również pierwszym krajem na świecie, który zawarł przepis w swojej konstytucji, że orientacja seksualna jest jedną z kategorii chronionych przed dyskryminacją. W Kapsztadzie spędziłem trzy miesiące. To trzy miesiące cudownych wschodów i zachodów słońca na Lions Head, porannych wspinaczek, joggingu brzegiem oceanu, pływania z pingwinami, niezapomnianym galopie na koniu po śnieżnobiałym piasku, gdzie w oddali rysowały się monumentalne góry. To trzy miesiące totalnej wolności – mentalnej i fizycznej, bo tam bycie gejem jest tak normalne jak bycie hetero, a dwóch mężczyzn trzymających się za ręce nikogo nie dziwiło. To miejsce, gdzie widok dwóch tatusiów z dzieckiem sprawił, że chyba nigdy bardziej nie chciałem być sobą.
Drugim miejscem jest Madryt. Madryt znałem i zawsze lubiłem, ale moment, kiedy Madryt stał się mi bardzo bliski, nastąpił, gdy spędziłem w nim parę beztroskich letnich miesięcy. Te wieczorne spotkania ze znajomymi, wąskie uliczki nagrzane słońcem, w których często się gubiłem, cervesa i tapas na każdym rogu oraz ludzie, którzy otworzyli swoje domy i serca młodemu chłopakowi Polski. W Madrycie do tej pory mam mnóstwo przyjaciół, których staram się chociaż raz w roku odwiedzić. To chyba otwartość i brak oceniania ludzi sprawił, że zakochałem się w tym mieście i często wracam wspomnieniami do tych dusznych wieczorów z przyjaciółmi, które zamieniały się w poranki i wtedy zdawałem sobie sprawę, że nic mi więcej w życiu na ten moment nie potrzeba.
Piosenki, które zmieniły twoje życie i są dla ciebie jak comfort food?
W sumie to będzie jedna piosenka. Hiszpania, nagranie finałowego odcinka programu „Prince Charming”. Dwóch kandydatów i decyzja, z którą muszę się zmierzyć: wybrać jednego z nich, czy nie wybrać żadnego? I tak, jadę busem do willi, gdzie za chwilę przebiorę się w smoking i stanę przed dwoma chłopakami, którym muszę powiedzieć coś sensownego. Bitwa myśli, panika i zaraz pustka w głowie. Gdy wielokrotnie było się oszukanym i zdradzonym, obawa przed kolejną porażką jest ogromna, a tym większa, że za parę miesięcy zobaczy to cała Polska. I wtedy w radiu leci piosenka „Only You” Yazoo. W tym momencie moje życie zmieniło się na lepsze.
Zofia Krawiec
Artystka, kuratorka sztuki współczesnej i dziennikarka kulturalna. Autorka książki „Miłosny Performans”. Mistrzyni instagramowego selfie. Prowadzi podcast „Pożądane tematy” – rozmowy o ciele, uczuciach i relacjach, w których zapraszani goście i gościnie dzielą się ekspercką wiedzą i osobistą perspektywą.
Co dobrego ostatnio dla siebie zrobiłaś?
Odpuściłam pracę, kiedy czułam się przemęczona. I podarowałam sobie odpoczynek.
Jak wyraża się pojęcie „take care” w twoim życiu?
Staram się dbać o siebie tak gorliwie, jak dotychczas dbałam o innych. Dbanie oznacza dla mnie odpuszczanie. Odpuszczam sobie krytykę. W pracy staram się już nie doprowadzać siebie do granic wytrzymałości fizycznej i psychicznej, powściągam wymagania wobec siebie. Staram się nie mierzyć własnej wartości efektami produktywności. Esencją wydajności jest dla mnie teraz równoważenie swoich potrzeb. Jem zdrowo, codziennie spaceruję, kiedy tylko mam czas, medytuję, wysypiam się. Chcę sobie pomagać, wcześniej za to potrafiłam głównie sobie przeszkadzać.
„Poranna rutyna”, która pomaga ci radzić sobie z wyzwaniami nowego dnia?
Zwykle czytam do późnej nocy, więc poranne wstawanie jest dla mnie dużym wyzwaniem. Coraz częściej zaczynam dzień od włączenia jednego z ulubionych podcastów. Angażujące treści z głośników pomagają mi się rozbudzić i motywują do szybszego rozstania się z łóżkiem.
Książki, które zmieniły twoje życie i są dla ciebie jak comfort food?
Ostatnio taki wpływ wywarła na mnie „Podróż bohaterki” Maureen Murdock. To książka mówiąca, że wszyscy, niezależnie od płci, potrzebujemy skontaktować się z naszą żeńską częścią. Wypartą przez patriarchalną kulturę, traktującą podrzędnie wartości kojarzone z kobietami. Książka przeciwko binarnym opozycjom, mówiąca, że wszyscy jesteśmy w rożnych proporcjach mieszankami cech męskich i żeńskich.
Jak wygląda twoja szafa w sezonie wiosna-lato, co najczęściej nosisz?
Zawartość mojej przeładowanej szafy mogłabym opisać jednym krótkim słowem: sukienki. Są ze mną na imprezach, w pracy, w podróży, na rowerze. Sukienki przyjaźnią się z moją sylwetką, spodnie noszę tylko za karę.
Tomek Janus
Fotograf i twórca cyfrowy, widzialność zawdzięcza mediom społecznościowym. W swojej twórczości opowiada o cielesności, emocjach, sile. Odnosi się do kultury popularnej mającej ogromny wpływ na jego estetykę. Jego prace często są jednak spowite mrokiem i budują poczucie niepokoju.
Co dobrego ostatnio dla siebie zrobiłeś?
Po długim czasie przestałem patrzeć na siebie w złym świetle i postanowiłem się ze sobą zaprzyjaźnić. Zadbałem o własną przestrzeń, nabrałem dystansu do aspektów mojego życia, które nie wpływały na mnie zdrowo, a na które często nie miałem wpływu. Zacząłem stawiać granice. Zauważyłem też, że na wielu płaszczyznach czuję się coraz bardziej skrępowany, więc częściej wykraczam poza strefę komfortu. Przestałem czekać na to, czego chcę, zamiast tego zacząłem o to pytać i wspinać się po wyznaczone cele. Dostrzegłem, że to nic złego, gdy do śniadania przyjmuje się zdrową i wyważoną dawkę egoizmu.
Jak wyraża się pojęcie „take care” w twoim życiu?
Myślę, że przede wszystkim w zrównoważonym „byciu dla innych” i „byciu dla siebie”. Jestem dość wrażliwym człowiekiem i zdarza mi się przedkładać cudze potrzeby nad własne. Zazwyczaj jest to zaletą, jednak potrafi doprowadzić do pewnych nadużyć. Moje „take care” to rada, by obserwować otoczenie, brać do siebie tylko to, co może mnie rozwinąć i oszczędzać sobie niepotrzebnych przykrości. W tym, co robię zawodowo, podstawami są selekcja i odpowiedni dystans – dobrze czasem te dwie wartości zastosować w codziennym życiu.
Pierwsze ważne zdjęcie, które zrobiłeś?
Trudno mi wyselekcjonować jedną pracę. Bawię się fotografią od trzynastego roku życia, aparat wiernie towarzyszył mi w wielu znaczących momentach, dlatego na przestrzeni lat miano „pierwszej ważnej pracy” przeskakiwało na coraz nowsze realizacje. Metodą prób i błędów rozwijałem swój warsztat i szybko dostrzegałem wady we wcześniejszych podejściach artystycznych. Dziś wybrałbym dość specyficzną pracę z 2018 roku, która w bardziej wyraźny sposób odcina się od wcześniejszych i z której wciąż jestem zadowolony. Jest to nieco teatralna fotografia „Topielicy” serii „Drowning” – trochę makabryczna, ale intensywnie działa na wyobraźnię. Wykonałem ją dla zabawy na wakacyjnym wypadzie za miasto, gdzie sfotografowałem przyjaciółkę leżącą na brzegu kąpieliska, układając ją tak, by dryfowała na powierzchni wody. Był to głupi, czarnohumorystyczny dowcip. Niecały rok wcześniej zmagałem się z silnym epizodem depresyjnym i po czasie szukałem środków na zobrazowanie tego odrętwienia na kliszy. Fotografia często działa na mnie w sposób terapeutyczny. Wyobrażam sobie, że mogę pozostawić część swoich doświadczeń w odpowiednio zaprojektowanym obrazie i iść „dalej”. Uważam to zdjęcie za całkiem wymowne, zwłaszcza w kontekście moich późniejszych poszukiwań artystycznych.
Historia twojego ulubionego zdjęcia, ulubionego fotografa/-ki?
Mam wiele ulubionych realizacji, jednak za sztandarową uważam „Słowo” Natalii LL. Poliptyk oddaje całą ideę fotografii w kontekście sztuki współczesnej: zestawia codzienność z zagadką, przedstawia zdolność kamery do rejestracji stanów ulotnych, obnaża tajemniczość intencji fotografa, jego magiczną moc i kunszt kreacji, jaki może osiągnąć. Pierwszy raz mogłem na własne oczy zobaczyć „Słowo” przy okazji zbiorowej wystawy „Stany skupienia” w 2019 roku w Muzeum Współczesnym we Wrocławiu, tuż po kontrowersji, jaką słusznie wzbudziło usunięcie „Sztuki konsumpcyjnej” Natalii LL z Muzeum Narodowego w Warszawie. Od kilku lat jestem pod silnym działaniem twórczości tej wybitnej artystki.
Albumy, które zmieniły twoje życie i są dla ciebie jak comfort food?
Bez wahania są to „Coming of Age” Petry Collins, „Peter Lindbergh. On Fashion Photography” oraz zbiór portretów Annie Leibovitz z lat 2005-2016. Album Petry był tym wymarzonym, który sprawiłem sobie na osiemnaste urodziny. Artystka opowiada o sobie w formie wywiadu, trochę od kuchni, przy czym kładzie nacisk na początki swojej kariery, na genezę twórczości. Jestem ogromnym fanem Petry, choć to jedyne jej wydawnictwo, jakie posiadam. Fotografka ma unikatową kreskę, jej estetyka i wrażliwość są jedyne w swoim rodzaju. Albumy Lindbergha i Leibovitz dostałem w prezencie od moich rodziców i są to zbiory fotograficznych dzieł sztuki, do których co jakiś czas wracam. Działa na mnie ich twórcza wielkość; wysokobudżetowe plany zdjęciowe i swoboda artystyczna na jaką zapracowali. Annie Leibovitz znakomicie dobiera narrację do portretowanych postaci, a format jej realizacji jest czymś, o czym na razie mogę jedynie pomarzyć. Lindbergh rozkochał mnie swoją delikatnością w obrazie. Jego emocje są nienachalne, a piękno uchwycone z każdym podejściem. Dla debiutanta z pewną wizją taki zbiór inspiracji to spora pożywka.

Natalia Gutka Gutkiewicz
Podróżniczka stacjonująca w Londynie. Nie lubi oglądać tych samych miejsc, słuchać tych samych piosenek, robić codziennie tych samych rzeczy, jak sama podkreśla – potrzebuje być w ciągłym ruchu. Projektuje wszystko: witryny sklepów, rzeźby, parki, ubrania, przygody z ludźmi, o których istnieniu wie, ale jeszcze się nie poznali. Opisuje rzeczywistość w dziennikach, chciałaby napisać książkę.
Co dobrego ostatnio dla siebie zrobiłaś?
Dałam sobie nadmierną beztroskę. Wszystko na mnie działa intensywnie i nie mogłam dłużej zmuszać się do czegokolwiek. Teraz wszystko robię dla siebie. Zrozumiałam, że w rzeczywistości nic nie istnieje, oprócz tego, co czujesz. Każdy dzień to nie obowiązki, a przyjemności, na które mam ochotę i szukam ich. Od dłuższego czasu zabieram się za pokazanie tego nowego podejścia do codzienności na Instagramie.
Jak wyraża się pojęcie „take care” w twoim życiu?
Pełna akceptacja i zrozumienie siebie to mój pierwszy krok do zaopiekowania się sobą. Spojrzenie na siebie z dystansem, oczami przewodnika – to ten etap życia.
Twój comfort food?
To dobre samopoczucie po posiłku. Dużo herbat ziołowych, soki z warzyw i owoców, które znajdę w kuchni.
Najlepsze wspomnienia z podróży?
Mam wrażenie że od kilku lat, odkąd wyjechałam z Warszawy, jestem w stałej podróży. Podróżuję przez wszystkie doświadczenia wstecz. Z perspektywy czasu cała przebyta droga, wszystkie decyzje i porażki są konieczne, by wzrastać. To mnie bardzo koi, uśmiecham się na samą myśl o wszystkim, co przyszło mi przeżyć.
Możesz stworzyć nowy świat na Marsie, od czego zaczniesz?
Och, lubię to pytanie! Gdybym była początkiem… Zaczęłabym od selekcji Dusz. Te, co wyszły poza tryb przetrwania, poznały biedę, ból, utratę, przeszły przez traumy i depresje, przez błędy i głupoty, aż otworzyły się na nowoczesne interpretacje. Są w wysokich wibracjach. U takich ludzi nie ma już myśli o krzywdzeniu ani o czasie, a jedynym progiem ważności jest przekazanie dobra. Takiego, wiesz, dobra w obrębie dwóch metrów. W najdrobniejszych szczegółach. I co dalej? Kompletnie nic. Patrzyłabym, jak rozwijałby się scenariusz tej planety, dając jej wolną wolę.
Łukasz Bogusławski
Uczestnik dziewiątej edycji „Top Model”, królewicz śniegu, a obecnie już pełnoetatowy model. W wolnym czasie pisze wiersze, które możecie poczytać na jego Instagramie.
Co dobrego ostatnio dla siebie zrobiłeś?
Nauczyłem się zwalniać czas, zatrzymywać chwilę, trochę bardziej cieszyć się małymi rzeczami. Gdy dopada mnie moment zwątpienia i czuję się gorzej z samym sobą, próbuję zrozumieć, dlaczego tak się dzieje, i nie wpadać w złe samopoczucie.
Jak wyraża się pojęcie „take care” w twoim życiu?
To proste – dbaj o wszystko, co ci bliskie. Najistotniejsze jest jednak zrozumienie, że nie zatroszczymy się o otoczenie i bliskich, gdy sami czujemy się, kolokwialnie mówiąc, „niedopieszczeni”. Dopiero gdy uznamy własne towarzystwo za wystarczające i przestaniemy poszukiwać poklasku, możemy zacząć dbać o innych i czynić cokolwiek, by ten szaro-bury świat był lepszy.
Kiedy nauczyłeś się opowiadać o swoich emocjach?
Od zawsze jestem wrażliwcem i nigdy nie miałem problemu z mówieniem wprost o tym, co czuję. Czasami tłumiłem w sobie różne emocje, ale nigdy nie trwało to długo, bo po jakimś czasie zawsze dochodziło do erupcji i ktoś obrywał moim ostrzałem emocjonalnych komet [śmiech].
Seriale, które zmieniły twoje życie i są dla ciebie jak comfort food?
Nie ma ich wiele, ponieważ zdecydowanie bardziej wolę filmy, ale z dumą mogę stwierdzić, że jednym z takich seriali jest „Ranczo”. Ponadczasowe, przezabawne i co najważniejsze – przerysowane. Z filmów wymieniłbym „Her”, „Nietykalnych” i „Czas na miłość”.
Kradniemy ten pomysł z twojego Instagrama – napisz nam wiersz.
Zachłanna tyrania jednego człowieka
podkrążona od stresu
niewinnej istoty
powieka
nadzieja, niczym niegdyś
miłość braterska
wydaje się daleka
dziecko spoglądające pytającym wzrokiem
matka ze łzami w oczach
odwrócona doń bokiem
jednak jest jeszcze szansa
nadzieja maluje się patriotyzmu obłokiem
oprawcy się dziwią
idąc wciąż niepewnym krokiem
bohater nigdy nie ucieka
bowiem wolność jest składnikiem
godności człowieka
chciałbym u pani złożyć
przedziwne zamówienie
poproszę dwa koktajle
i mimo że brzmi to jak nieporozumienie
to jeszcze zapalniczkę
taką, w której płomienie
nie zgasną
jak najeźdźcy sumienie.
Polecane
![Bloger znajduje perełki w lumpeksach i pokazuje je w sieci. Nam zdradził, jak to się robi [wywiad]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/6239bc760295a90c5bf9fd60/C7E77ACE-096F-420D-AA16-077439EC55E1.jpeg)
Bloger znajduje perełki w lumpeksach i pokazuje je w sieci. Nam zdradził, jak to się robi [wywiad]

Wkurzone rosyjskie influencerki tną torebki Chanel. To odpowiedź na decyzję marki

Wartość Shein przekroczyła wartość H&M i Inditeksu razem wziętych! To fatalna wiadomość

Znany na całym świecie ukraiński model też poszedł na wojnę i broni swojego kraju
Polecane
![Bloger znajduje perełki w lumpeksach i pokazuje je w sieci. Nam zdradził, jak to się robi [wywiad]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/6239bc760295a90c5bf9fd60/C7E77ACE-096F-420D-AA16-077439EC55E1.jpeg)
Bloger znajduje perełki w lumpeksach i pokazuje je w sieci. Nam zdradził, jak to się robi [wywiad]

Wkurzone rosyjskie influencerki tną torebki Chanel. To odpowiedź na decyzję marki

Wartość Shein przekroczyła wartość H&M i Inditeksu razem wziętych! To fatalna wiadomość
