

Tego, że ludzie kochają oglądać seriale nie trzeba nikomu udowadniać. Nie inaczej jest w wypadku redaktora naczelnego K MAG Magazine, Mikołaja Komara. Oto lista jego ulubionych produkcji, które na przestrzeni lat najbardziej zapadły mu w pamięć i zrobiły na nim największe wrażenie. Każda z nich na swój sposób odnosi się do dzisiejszego świata, komentuje zmieniające się społeczeństwo, wstrząsa, szokuje lub chwyta za serce. Przekonajcie się sami, które i dlaczego.

1/7


Rodzina Soprano
Zdecydowanie serial wszech czasów! Każdy sezon obejrzałem trzy razy. Produkcja jest dobra nie tylko od strony fabularnej, technicznej i aktorskiej, ale też porusza myśli i tematy, które były i są we mnie. Przedstawia gangsterską rodzinę z Tonym Soprano na czele – jego rozterki, problemy i zdrowotne powikłania. Przemyślenia kryjące się w jego głowie były mi na tyle bliskie, że momentami było mi wstyd, że tak bardzo utożsamiam się z taką postacią. Nie chodzi oczywiście o jego profesję czy temat serialu, ale o wewnętrzne rozdarcie, ataki paniki, szukanie usprawiedliwienia dla swoich poczynań, cały wątek psychoterapii i relacji z kobietami… Za sprawą „Rodziny Soprano” zwróciłem uwagę na rzeczy i wydarzenia mające miejsce w rzeczywistości, których wcześniej nie dostrzegałem. Wypływa z niego psychologiczny impakt dający sporo do myślenia. Fabuła połączona z życiem i psychiką głównego bohatera jest niesamowicie realna – każdy może się z tym utożsamić.

Breaking Bad
Przedstawia niesamowicie intrygujący świat. W „Breaking Bad” szczególnie urzeka forma, w minimalistyczny sposób ukazując dwa wątki, które łączy postać głównego bohatera – Waltera White’a: pierwszym jest ojciec i mąż, który dowiaduje się, że ma raka. Sam bardzo przeżywałem tę chorobę u bliskiej mi osoby, a to był pierwszy serial związany z nowotworem, który do siebie dopuściłem. Pokazał, że można skutecznie wykorzystać pozostały człowiekowi czas i to mnie w nim przekonało. Drugim wątkiem są narkotyki. Całość składa się na niesamowitą fuzję i historię. Forma tego serialu zrewolucjonizowała zresztą również podejście do kręcenia, w oszczędny sposób pokazując bardzo mocne tematy. Pierwszy sezon był mocno rozciągnięty, zahaczał o społeczny dramat, skłaniał do przeżywania choroby i tragedii Waltera. Kolejne zamieniają się w drapieżny, gangsterski film trzymający za gardło. Do głowy uderza zestawienie dwóch odmiennych bohaterów i światów, które znacząco wpływa na postrzeganie wartości przez jednego z nich.

Better Call Saul
To prolog „Breaking Bad”, który zachowuje estetykę i aurę swojego poprzednika. „Better Call Saul” opowiada historię pechowego prawnika, który chce zaistnieć na arenie sądowej (w „Breaking Bad” jest prawnikiem Waltera White’a). Świetny jest zamysł, że poza wspólnymi twórcami i niektórymi bohaterami żaden z seriali nie zdradza połączenia z tym drugim. „Better Call Saul” nie jest tak wstrząsający, jak „BB”, ale z sezonu na sezon coraz bardziej wkręca, a w najnowszym ma nawet pojawić się Mr. White, stanowiący idealny łącznik pomiędzy dwiema produkcjami. Nie mogę się doczekać.

Fargo
Serial zainspirowany filmem braci Coen o tym samym tytule. W tym przypadku bracia nie występują w roli reżyserów, lecz producentów i pomysłodawców. Każdy sezon porusza zupełnie inny wątek, zachowując jednak estetykę filmowców – amerykańskie małe miasteczko, humor połączony z absurdem i brutalnością (w tym wypadku usprawiedliwioną, mającą oddziaływać na widza i dawać mu podstawy do wyciągnięcia odpowiednich wniosków). To serial z niesamowitym klimatem, który w pietystyczny sposób pokazuje nasz chory świat, ludzkie żądze, materialne potrzeby i bezwzględność.
To nie remake kultowego filmu ani jego kontynuacja, lecz znakomite rozwinięcie. Obowiązkowe dla wielbicieli legendarnych braci!

Gra o Tron
To serial, który w moim przypadku musiał dojrzeć. Początkowo denerwowała mnie jego wielowątkowość, ale z czasem uzależniłem się od niego. Porwała mnie niesamowicie wciągająca fabuła, która robi bałagan w głowie. W pierwszym sezonie wracałem do niektórych odcinków, żeby przypomnieć sobie wszystkie powiązania bohaterów. Im dalej w las, tym lepiej. Jak każdy – mam swoich faworytów i antypatie. Uwielbiam nieprzewidywalność tego serialu, wymieszanie fantazji, mitologii, nawiązań religijnych i współczesnego świata. Myślę, że jak już ktoś „wejdzie” w ten serial (co na początku może być trudne, zwłaszcza gdy nie jest się zwolennikiem fantasy), to interpretuje go na swój własny sposób. Świat fantasy to tylko forma, w której kryją się bliskie nam wątki i problemy, będące alegorią rzeczywistości. Muzyka, zdjęcia, scenografia i kostiumy porażają! Nawet smoki – na pierwszy rzut oka abstrakcyjne – są
tak zrobione, że chce się na nie patrzeć i w nie wierzyć.

Miasteczko Twin Peaks
Mam do tego serialu ogromny sentyment. To pierwszy tasiemiec w moim życiu (oprócz „Dynastii”, którą oglądałem z mamą). Gdy go emitowano w telewizji, całe osiedle i boiska zamierały. Był powiewem świeżości, lynchowskim akcentem, którego jeszcze wtedy nie znałem. Mieszał w
sobie sarkazm z grozą, brzydotą i turpizmem. Wtedy po raz pierwszy zetknąłem się z tą teatralną, nieco sztuczną grą (tak charakterystyczną dla Lyncha): trochę przerysowani aktorzy, jakby wyjęci z opery mydlanej. „Twin Peaks” ma w sobie dużo elementów, które urzekały mnie jako małego chłopca – cukierkowa Ameryka (jako niedościgniony wzór w szarej Polsce), kolorowo ubrane dziewczyny w kraciastych spódniczkach i podkolanówkach oraz mężczyźni – diaboliczni, nieodkryci, rock’n’rollowi, amerykańscy do bólu, których naśladować chciał każdy. „Twin Peaks” kocham też za jeden z najlepszych soundtracków w historii telewizji. Kultowy utwór Julee Cruise z pewnością będzie w mojej głowie do końca życia. Ten serial stworzył modę i estetykę, wprowadził pierwsze symptomy grunge’u, poruszył Warszawą i zawsze będzie dla mnie ważny.

Opowieści Podręcznej
Serial, o którym mogę mówić godzinami, choć przyznam, że mieliśmy trudny początek. I nie dlatego, że mi się nie podobał. Jest genialny formalnie i merytorycznie. Wszystko jest w nim przemyślane w najdrobniejszych szczegółach – kostiumy, światło, scenografia, nastrój, muzyka. Przygnębiała mnie utopijna fabuła, skrajnie religijno-prawicowy świat. Cztery pierwsze odcinki były ogromną katorgą, czułem, jakby ktoś zaprosił mnie na maraton, do którego nie byłem przygotowany. Drugi raz podszedłem do niego, kiedy zaczął zgarniać zawrotną liczbę nagród. Po szóstym odcinku uznałem, że jest genialny. Zafascynowała mnie wizja, niby odległa, a jednak bliska współczesnemu światu, gdzie kościół i wszelkie fanatyzmy są oklaskiwane przez masy. Walka głównej bohaterki z systemem, a nawet sama jej postać jest swego rodzaju grą i pomysłem na ten serial. Nie do końca atrakcyjna, nie do końca święta, ale mało kto potrafi tak zjednać widza i magnetyzować jednocześnie. Ten serial wstrząsa, przeraża i szokuje. Czekam niecierpliwie na kolejny sezon.

![Emma Stone i Jonah Hill w ekscentrycznym serialu science-fiction Netflixa. Mamy trailer [wideo]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/5ad744bfca4a134307500dac/rkjvOTN3G_maniac.jpg)
