W Polskim Pawilonie króluje wystawa Małgorzaty Mirgi-Tas, poświęcona Romom. Sonia Boyce reprezentująca Wielką Brytanię zdobyła Złotego Lwa Biennale Arte 2022. Ważnym wydarzeniem, oficjalnie towarzyszącym, jest wystawa Ewy Kuryluk „Ja, Kangor”. Wniosek? Trwające od kwietnia do listopada 59. Biennale Sztuki w Wenecji przejęły kobiety!
Pierwszy dzień 59. La Biennale di Veneza, czyli 22 kwietnia, skąpany był deszczem. Mimo to do wielu Pawilonów na terenie Giardini, gdzie co dwa lata odbywa się to wydarzenie (przez pandemię przerwa trwała tym razem wyjątkowo aż trzy lata), były spore kolejki. Najdłuższe bodaj do amerykańskiego i francuskiego. Polski Pawilon, stworzony pod egidą Galerii Zachęta, skupiający się na ekspozycji Małgorzaty Mirga-Tas, od początku cieszył się sporym powodzeniem. Podobnie jak towarzysząca oficjalnie tegorocznemu Biennale wystawa Ewy Kuryluk, pt. „Ja, Kangór”, o czym za chwilę.

Takiego Biennale jeszcze nie było. W jakim sensie? Tak silnie sfokusowanego na tematykę kobiecą, feministyczną, zaangażowaną w tym akurat kontekście. Oto, zgodnie z założeniem dyrektorki artystycznej Biennale, Cecilii Alemani, Włoszki mieszkającej w Nowym Jorku, w pawilonie głównym prezentowane są prace tylko i wyłącznie kobiecych artystek; w sumie dwustu, z całego świata. Tym samym tworzą one wielokulturową, pełną znaczeń i często niezwykle uniwersalną opowieść o sztuce.
Już samo hasło Biennale, swojsko brzmiące „Milk of Dreams” (tłumaczone jako „Mleczne sny”), zostało zaczerpnięte od tytułu książki pisarki i malarki Leonory Carrington. Mieszkająca w Meksyku w latach 50-tych XX wieku Leonora wymyślała tajemnicze historie, do których tworzyła obrazy, bezpośrednio na ścianach swojego domu. Potem tworzyła je w notatniku, który zatytułowała „Milk of Dreams”.
To nie koniec silnych kobiecych akcentów. Weneckimi Złotymi Lwami w tym roku nagrodzono dwie twórczynie. Wystawa Soni Boyce „Feeling Her Way” w Pawilonie Brytyjskim otrzymała laur za Najlepszy Pawilon Narodowy. Zaś Simone Leigh z USA została nagrodzona indywidualnie w kategorii Najlepszy Artysta Międzynarodowej Wystawy „The Milk of Dreams”. Tu warto odnotować, że Sonia i Simone są pierwszymi czarnoskórymi artystkami, które w 127-letniej historii tej imprezy uhonorowano Złotymi Lwami.
Romowie i Polska
To nie koniec premier. Dzięki polskiej artystce po raz pierwszy w historii Biennale widzowie mogą oglądać romską sztukę, co zauważają i podkreślają krytycy na całym świecie. Mowa oczywiście o pracach Małgorzaty Mirgi-Tas, która jest autorką wystawy pt. „Przeczarowując świat”. To 44-letnia polsko- romska artystka wizualna, malarka, rzeźbiarka, edukatorka i aktywistka, która mieszka i tworzy w Czarnej Górze.
Małgorzata wraz z zaufanymi krawcowymi stworzyła 12 wielkoformatowych gobelinów, które odpowiadają 12 miesiącom. Owe gobeliny powstały (jak opowiada artystka) ze skrawków materiałów, ubrań i osobistych rzeczy. Metafora jest czytelna: artystka kładzie duży nacisk na zachwyt nad życiem i jego kolorytem. Jedna część ekspozycji poświęcona jest najbardziej znanej, bo podróżniczej i „wędrownej” charakterystyce Romów. Oglądamy istotne dla sztuki i historii romskiej figury, jak legendarną poetkę Papuszę.
Warto docenić uniwersalny przekaz polsko-romskiej ekspozycji. Takie pojemne hasła jak: wolność, niezależność, ucisk mniejszości oraz brak tolerancji to wciąż aktualne problemy. Nie tylko przecież w społeczności Romów, ale także w kontekście polityki i wojny w Ukrainie.
Kuryluk i Kangor
Jak wenecka tradycja każe, przy Biennale odbywają się oficjalne wystawy towarzyszące, organizowane przez instytucje oraz organizacje non- profit. Przy wsparciu i organizacji Fundacji Anny i Jerzego Staraków w kameralnym weneckim Palazzo Querini od kwietnia do listopada prezentowana jest wystawa prac polskiej artystki, Ewy Kuryluk, pod opieką kuratorki Anny Muszyńskiej. Na wernisażu ekspozycji zatytułowanej „Ja, Kangor” obecna była artystka z mężem Helmutem. Nie opowiadała zbyt wiele o swojej sztuce, bo, jak słusznie twierdzi, od momentu powstania sztuka już zaczyna żyć własnym życiem. To publiczność, po swojemu, weryfikuje ją i ocenia. „Ja też jestem teraz jedynie widzem dla tego, co stworzyłam”- dodała przekornie artystka.

Ewa Kuryluk to człowiek-instytucja. 76-letnia pionierka awangardowej instalacji tekstylnej w Polsce, malarka i fotografka, historyczka sztuki, pisarka i poetka. Prezentowała swoje prace na ponad 40wystawach indywidualnych i 60 zbiorowych; w Europie, USA, Ameryce Południowej, Kanadzie i Japonii. Jest autorką licznych prac eseistycznych poświęconych sztuce: m.in. „Wiedeńska apokalipsa”, „Podróż do granic Sztuki” , a także autorką książek. Była nominowana do Nagrody Literackiej Nike w 2005 roku za powieść „Goldi”, w której odnosi się do dzieciństwa.
Jak wyznała na wernisażu artystka, tytułowy „Kangor” to określenie z dzieciństwa. W jej domu wszyscy nadawali sobie zwierzęce przydomki. „Kto ty jesteś? Kangór mały. Jaki znak twój? Kangór biały” – to moja dewiza od ponad pół wieku, żartowała Kuryluk. Jej wenecka wystawa, zatytułowana „Ja, biały Kangór / I, White Kangaroo”, to pierwsza (od premiery w 1978 roku) prezentacja instalacji „W czterech ścianach”. Została stworzona z materiału podszewkowego, pokrytego rysunkami artystki i jej towarzysza życia, Helmuta. Dzieła przedstawiają nieraz intymne sceny z ich codzienności.

Jak opisuje Anda Rottenberg, wybitna krytyczka sztuki, która również była na Biennale, Ewa Kuryluk„od początku uprawiała artystyczną trójpolówkę: pisała, wykładała, uprawiała sztukę. W zgodzie z dominującym nurtem sztuki tamtego czasu zajmowała się też performansem. Tyle że robiła to w zaciszu swojej pracowni. Właściwie w sypialni, ze swoim partnerem. Zdjęcia z tych działań sytuowały ją w podwójnej roli, była jednocześnie uczestniczką intymnych scen erotycznych i ich rejestratorką. (…) Choć nigdy nie deklarowała feminizmu, wszystko było skierowane na nią samą, jej myśli, uczucia, potrzeby, obserwacje, nawet relacje rodzinne”.
Kuryluk twierdziła: „Rysuję, czego nie mogę napisać, piszę, czego nie mogę namalować”. Równolegle, jak przypomina Rottenberg, artystka rejestrowała swoje różne wcielenia, często będące portretami bohaterek pisanych przez nią książek. „Jedna z tych postaci, czy też sfotografowanych wcieleń, ubrana jest w kostium kangura. Właściwie Kangóra - jej alter ego z czasów dzieciństwa, które powróciło po latach, kiedy jej życie rodzinne nabrało dramatyzmu i kiedy się zabrała za pisanie prozy autobiograficznej, która ostatecznie przybrała postać trylogii: Goldi, Frascati, Feluni”- opowiada krytyczka.
Z kolei Ania Muszyńska, kuratorka, przypomina, że wystawa Ewy Kuryluk jest spotkaniem z humanistką i intelektualistką. I podkreśla, że główną modelką sztuki Ewy Kuryluk jest ona sama. To swój obraz utrwala w pierwszej kolejności.
Kolejki do pawilonów
Jednym z najciekawszych i najlepszych pod względem eskpozycji (co potwierdziła nagroda Złotego Lwa) okazał się Pawilon Amerykański. Przed wejściem wita nas monumentalne popiersie czarnej kobiecej postaci, autorstwa Simone Leigh. Artystka w pustych przestrzeniach prezentuje potężne figury czarnoskórych kobiet, wykonane głównie z brązu. Tym samym tka historię o niewolnictwie i wyzyskiwaniu kobiet, która również ma uniwersalny charakter, biorąc pod uwagę choćby dramatyczne wydarzenia w Ukrainie, a także ucisk i nierówności społeczne, w tym w tzw. cywilizowanych społeczeństwach. Jest to także intymna opowieść samej artystki, Simone, która nie kryje, że jako czarnoskóra twórczyni była wielokrotnie pomijana w świecie sztuki.

Wyróżnienia tegorocznego Biennale otrzymały Pawilony Francji i Ugandy (oba znajdują się na terenie Giardini). W Pawilonie Francuskim artysta algierskiego pochodzenia, Zineb Sedira, stworzył filmową instalację pod tytułem „Les rêves n’ont pas de titre / Dreams have no titles”. Jest to hołd dla filmu postkolonialnego i zwrócenie uwagi na problem. To dlatego jury pochwaliło Francję i uhonorowało „w uznaniu i z wdzięczności za wieloletnią wymianę myśli i solidarność jako idei budowania wspólnot w diasporze. Za przyjrzenie się złożonej historii kina poza Zachodem i różnorodnym historiom oporu w tej twórczości”. Z kolei ciesząca się popularnością wystawa w Pawilonie Ugandy nosi nazwę „RADIANCE: They dream in Time” i prezentuje multimedialne prace Acaye Kerunena i Collina Sekajug, w iście afrykańskim kolorycie. Co istotne, Uganda po raz pierwszy uczestniczy w Biennale.
Apokalipsa
„Całe swoje życie Ewa Kuryluk próbuje przezwyciężyć apokalipsę” - opowiada Anna Muszyńska, kuratorka. Te słowa idealnie obrazują klimat, który daje się wyczuć, zwiedzając nie tylko wystawę Kuryluk, ale w ogóle Pawilony Narodowe i wystawę główną na Biennale 2022.
Muszyńska przypomina, że powojenny świat, na którym Kuryluk pojawiła się w 1946 roku, był „ruiną moralną, ludzką, egzystencjalną”. I dalej: „Jej świadectwem jest własna biografia i historia najbliżej rodziny, która w doświadczeniu jednostki skupia w natężeniu granicznym zawiłości minionego stulecia. Jednocześnie sztuka Ewy Kuryluk jest opowieścią o wyzwoleniu, nieograniczonej wolności umysłu i wyobraźni oraz nadziei na lepszy, życzliwszy każdemu z nas świat”.
Ciekawe, jak aktualnie wciąż brzmią słowa samej artystki, która pisała w „Podróży do granic sztuki” w ten sposób: „Marzy mi się zakorzenienie jednostki w człowieczeństwie, a więc w idei globalnej wspólnoty, opartej na poszanowaniu materialnych i duchowych potrzeb każdego”.
„Jej starania są dzisiaj dla nas bezcenną lekcją. W świecie rosnących podziałów, niepewności i poczucia winy wobec relacji z naturą sztuka Ewy Kuryluk przynosi uważne spojrzenie w głąb ludzkiej kondycji i podnosi do równouprawnionej rangi indywidualne, tak emocjonalne, jak i cielesne, doświadczenie każdego z nas” - dodaje Muszyńska.
Nie sposób nie odnieść tych słów do sytuacji politycznej i społecznej. Echa wojny, toczącej się w Ukrainie, są słyszalne w Wenecji, wypełnionej na powrót turystami (po pandemii). Do gości i uczestników Biennale zdalnie przemawiał sam prezydent Ukrainy, Wolodymyr Zelenski. Pawilon Ukrainy to jedno - na gości czeka też specjalna instalacja na terenie Giardini, pod gołym niebem. Tworzą ją m.in. fotografie z okupowanego kraju oraz góra uformowana z worków, pochodzących jakby z okopów. Całość budzi niepokój o przyszłość i losy tych, o których myślimy.
Rosyjski pawilon, który miał powstać w dużym ciemnozielonym budynku, zieje pustką. Kuratorzy, chcąc zamanifestować niezgodę na wojnę Rosji, która napadła na Ukrainę, wycofali się z tego wydarzenia artystycznego. Wszyscy powtarzają tutaj, mijając Pawilon (zdarzały się nawet gwizdy przechodzących), że to bardzo dobra decyzja. Jedyna słuszna.
Sztuka nie zapomina.

/tekst: Magdalena Kuszewska
fot: Tomek Pikuła/BCMFD MEDIA/