To jednak nie wszystko. Ten charakterystyczny, na wskroś brytyjski klimat znalazł swoje odzwierciedlenie także w innych dziedzinach. Mowa wszak o czasach, gdy najważniejszą postacią na scenie politycznej Zjednoczonego Królestwa okazał się lider Partii Pracy, przez dekadę premier Tony Blair, a do kin wchodziły produkcje dziś uważane (i słusznie) za kultowe – „Trainspotting” czy „Human Traffic”. Ba, ten zbiór filmów doczekał się nawet określenia „britpop cinema”. Właśnie wtedy, gdy sukces osiągnął zespół Albarna, formowało się coś, co zdefiniowało ówczesną „brytyjskość”.
Wydana 21 lipca dziewiąta płyta Blur zabiera nas do nieco innego muzycznego świata. Próżno szukać tu – co wcale nie jest wadą! – skocznych przebojów pokroju „Song 2” czy „Girls & Boys”. Stosunkowo wolne tempo i klimat towarzyszący „The Ballads of Darren” są przede wszystkim spójne z tematyką poruszaną w tekstach, również innych niż przed laty. W jednym z wywiadów dotyczących reaktywacji zespołu perkusista Dave Rowntree żartował, że na przestrzeni lat członkowie Blur stali się ludźmi, o których kiedyś sami pisali piosenki.
Być może w niektórych, bardziej przyziemnych aspektach, faktycznie tak jest, ale nie należy generalizować. Koniec końców, nie wszyscy 50-latkowie nagrywają udane solowe płyty, równolegle z pracą nad ścieżkami dźwiękowymi do popularnych seriali („The End of The F***ing World”, „I’m Not Okay With This”) i koncertami na wypełnionym po brzegi stadionie Wembley (a tak się przecież stało po reaktywacji jednego z największych zespołów na świecie, którego są częścią). Blur, w swojej obecnej postaci, głębszej i bardziej emocjonalnej, może być niezwykle atrakcyjny zarówno dla osób, które z nostalgią wspominają ich występy na Glastonbury po wydaniu „Parklife” (1994), jak i tych, dla których ich twórczość jest zupełnie nowa, a kultowość britpopu obca.
tekst: Maciej Jankowski, Radio Nowy Świat