Od szkolnego incydentu po nieszczere relacje i oczekiwania w świecie dorosłych. „Armand” z Renate Reinsve wchodzi do kin [RECENZJA]

Autor: Karolina Bordo
10-10-2024
Od szkolnego incydentu po nieszczere relacje i oczekiwania w świecie dorosłych. „Armand” z Renate Reinsve wchodzi do kin [RECENZJA]
Renate Reinsve w filmie „Armand”, mat. prasowe Best Film
Renate Reinsve, norweska aktorka, która w 2021 roku otrzymała Złotą Palmę w Cannes za pierwszoplanową rolę w „Najgorszym człowieku na świecie”, powraca do kin z nowym wcieleniem: matki chłopca oskarżonego o molestowanie kolegi ze szkoły. „Armand” to pełnometrażowy debiut Halfmana Ullmana Tøndela, wnuka słynnego Ingmara Bergmana, który wchodzi do kin w piątek 11 października. To film, który pokazuje, że nie wszystko jest takie, jak nam się wydaje, i robi to przy zachowaniu oszczędnych środków, co w przypadku debiutu jest szczególnie trudne. Dodatkowy stempel jakości? „Armand” jest norweskim kandydatem do Oscara.
Z opisu filmu można się dowiedzieć, że „Armand” porusza kwestię incydentu między dwoma chłopcami, który prowadzi do konfliktu jego rodziców. To oczywiście prawda, coś się wydarzyło między Armandem i Jonem. W dodatku jak to w przypadku dzieci, nie do końca wiadomo, kto mówi prawdę, co zostało zmyślone, a co dopowiedziane. Elisabeth (Reinsve) zostaje wezwana do szkoły na rozmowę z nauczycielką, podczas której słucha rewelacji na temat swojego syna, stojąc niczym na stosie w obliczu rodziców drugiego chłopca. Nie zagłębiając się w detale fabuły, warto wspomnieć, że tłem akcji filmu trwającego blisko dwie godziny jest szkoła. Przeprowadzenie widza przez historię dziejącą się w tak ograniczonej, klaustrofobicznej scenerii nie jest proste, jednak Tøndelowi się to udało. Nie brakuje dłużyzn, na które niektórzy mogą utyskiwać, inni zaś będą ich fanami, ale niezależnie od sympatii do przeciągniętych scen film nie nuży, nie zjada swojego ogona i nie gubi wątków. Dokłada kolejne warstwy, które razem składają się na spójną całość, a napięcie pomiędzy bohaterami nieraz krępuje, nawet kłuje. Choć pewne zabiegi zostały rodem wyjęte ze szkoły filmowej, absolutnie nie rażą, jeśli pamiętamy, że to pierwszy pełnometrażowy film reżysera. Dużym plusem jest także muzyka Elli van der Woude.
Pierwotna sytuacja konfliktowa „Armanda” prowadzi znacznie dalej, jej rozwój sięga po przesadną poprawność polityczną, która niekoniecznie wychodzi na zdrowie, wykazuje nasze skłonności do egzaltowania i osądów, jednocześnie punktuje wygórowane oczekiwania społeczne, agresję skrywaną pod płaszczykiem nieskazitelnej postawy moralnej, postrzeganie „ja” vs. „jak widzą mnie inni”. A czasami wystarczy po prostu dawać radę i być szczęśliwym z dala od szczurzego pędu.
Gwiazda „Armanda”, pochodząca z Norwegii Renate Reinsve, to aktorka, która każdą kolejną rolą pokazuje, że nagroda w Cannes była w pełni zasłużona i przyjdą następne. Czy jako zbuntowana dorosła, niewiedząca czego chce („Najgorszy człowiek na świecie”), czy w podwójnej roli („Another End”), czy jako władcza prokuratorka („Uznany za niewinnego”), czy w końcu matka mająca swój świat niepasujący do oczekiwań innych („Armand”) - we wszystkich odsłonach Reinsve „daje radę”, a scena jej śmiechu z tego ostatniego pozostanie w pamięci na długo za sprawą sinusoidalnej reakcji, jaką wywołuje.
Reżyser „Armanda”, Halfman Ullman Tøndel, nagrał specjalne wideo dla widzów w Polsce, w którym zdradził, że pracował nad tym filmem wiele lat, jest z niego niesamowicie dumny i podekscytowany jego „pójściem w świat”. Zatem idźcie i wy do kin już od piątku 11 października.
FacebookInstagramTikTokX