Najlepsza książka, najlepsza ekranizacja i najlepsi twórcy. To wszystko zbiera pracownik Suáreza, by stworzyć nieśmiertelne dzieło opatrzone nazwiskiem bogacza. W ten sposób Lola, Félix i Iván trafiają do jednego pokoju, by spotykać się na próbach do filmu. „Boscy” przybierają dość ascetyczną formę sztuki teatralnej, pozbawioną hollywoodzkich świecidełek i tanich chwytów marketingowych. Cała akcja dzieje się wśród bohaterów, których charakter zostaje rozłożony na części pierwsze i rozjechany wałkiem. „Boscy” rozbierają współczesną popkulturę: celebryckość i permanentny wyścig o nagrodę oraz uznanie,a także tzw. prawdziwą sztukę ze wszystkimi ich przywarami i hipokryzją. Dostaje się też męskiemu ego oraz dziennikarzom. Bo czy dzisiaj wszystko musi się opierać na fundamencie palącego problemu społecznego? Czy film (i każde inne dzieło sztuki) nie może powstać bez pytania o miejsce kobiety w dziele, bez dociekań o podstawę ideową? Ze zwykłej próżności? W niewielu słowach, ale dosadnie na ten temat wypowiada się zresztą protagonistka „Competencia Oficial” (oryginalny tytuł filmu, oznaczający „Konkurs Główny”), która swoją pozycję w towarzystwie zawdzięcza właśnie umiejętnie wykorzystanym atutom własnej kobiecości.
Trudno oderwać wzrok od Penélope Cruz i Antonio Banderasa, którzy niezaprzeczalnie stanowią crème de la crème „Boskich”. Szczególnie dobrze patrzy się na bohatera „Desperado” w zupełnie nowym wcieleniu. Jednak również poboczne postaci nie umykają uwadze, tak samo jak subtelna, acz trafiająca w sedno komediowość najnowszej produkcji Mariano Cohna. Wszystko w punkt, ale bez urazy.
Obejrzyjcie zwiastun „Boskich” i idźcie do kin!