To już 45 lat od kiedy ruszyły pierwsze załogowe regaty wokół globu. Na starcie tej imprezy zameldowały się dwie polskie jednostki: Otago i Copernicus. Dla ludzi z zachodu byli zupełnie nieznani, ze skromnym sprzętem i jednostkami, które odstawały od ówczesnych standardów. Rejs był na tyle ciężki do pokonania, że wiele załóg próbowało swoich sił tylko w niektórych odcinkach całej trasy. Polacy zamierzali przepłynąć ją od początku do końca. I udało im się. Gdyby nie pasja i zaciętość, przedarcie się zza żelaznej kurtyny do wielkiego, żeglarskiego świata z pewnością nie byłoby możliwe. Do końca nie zdawali sobie sprawy, że biorą udział w historycznym wydarzeniu, które stało się kamieniem milowym współczesnego żeglarstwa załogowego.
Dziś wystawienie drużyny w ramach regat Volvo Ocean Race to koszt kilkunastu milionów euro, z tą różnicą, że wszystkie jachty biorące udział w rejsie są jednakowe dla wszystkich ekip i powstają w jednej stoczni, według jednego projektu. Liczy się każdy ułamek sekundy, co widać w ograniczeniach wagowych dotyczących tego, co można zabierać na pokład. Na krótszych odcinkach cała załoga w ogóle nie śpi, na dłuższych zawodnicy śpią w trybie zmianowym po kilka godzin. Wykonany z drewna Copernicus osiągał prędkość dobową maksymalnie 10,5 węzła. Dzisiejsze łodzie znacznie przekraczają 20 węzłów.
11 czerwca Copernicus opuści Trójmiasto i popłynie do Goeteborga, gdzie ulokowana jest baza startowa do ostatniego etapu Volvo Ocean Race. Tam, 21 czerwca, trzy kwadranse przed nowymi łodziami, rozpoczną rejs legendarne łodzie, które ścigały się w Whitbread Round the World oraz w Volvo Ocean Race.
Oprócz Volvo Car Poland rejs wspierają także firmy Akzo Nobel, Lotos i Roca, a także Program Niepodległa oraz Polski Związek Żeglarski.
