Chanel Métiers d’Art 2026: Matthieu Blazy łączy rzemiosło i popkulturę w nowojorskim metrze

Autor: Patrycja Pyza
05-12-2025
Chanel Métiers d’Art 2026: Matthieu Blazy łączy rzemiosło i popkulturę w nowojorskim metrze
fot. materiały prasowe Chanel
Matthieu Blazy w Chanel to najprawdopodobniej najlepsza wiadomość, jaką moda dostała w tym roku. Dom, który na moment zatracił zdolność definiowania kultury, wraca na swoje miejsce – i to na sam szczyt. Blazy mówi językiem współczesności: łączy sztukę z ulicą, muzykę z rzemiosłem i codzienność z popkulturowym błyskiem, podkreślając, że Chanel potrafi tworzyć dla każdej osobowości. Efektem jest kolekcja, którą nie tylko da się nosić, ale – co ważniejsze – naprawdę chce się nosić.
Debiut Blazy'ego w Chanel zobaczyliśmy już podczas ostatniego tygodnia mody w Paryżu, gdzie projektant zaprosił nas do zupełnie nowego świata marki – nowoczesnego, odważnego, wartościowego i przede wszystkim noszonego na co dzień. Królowały tam frędzle, unowocześnione garnitury i oczywiście tweed, który jednym ruchem namówił nas do inwestycji – nawet jeśli tą inwestycją była jedynie nasza uwaga i zachwyt.
Métiers d’Art 2026 to kolekcja, która momentami przywołuje ducha czasów Karla Lagerfelda i to z bardzo konkretnego powodu. Projekty Blazy są czarujące, seksowne, świadomie popkulturowe, ale przede wszystkim: zderzone z niezwykle trafnie dobraną lokalizacją. Karl potrafił zamienić wybieg w supermarket, a Blazy zabiera nas na podróż nowojorskim metrem – do miejsca absolutnie codziennego, wręcz banalnego, a jednak idealnie kontrastującego z luksusem Chanel. Nie jesteśmy w pałacu, gdzie wyrafinowane sylwetki naturalnie się odnajdują. Jesteśmy w przestrzeni zwykłych ludzi, a modelki w dopracowanych, ultra luksusowych projektach wyglądają tam jak u siebie. Blazy pokazuje nam, że Chanel nie należy jedynie do muzeów i archiwów, ale nadal żyje w codzienności.
fot. materiały prasowe Chanelfot. materiały prasowe Chanel
Warto też podkreślić, że era Blazy'ego w Chanel to spotkanie współczesności z prawdziwym duchem domu mody – tym, o którym niektórzy z nas mogli na moment zapomnieć. Owszem, znamy Chanel z pereł, garniturowych sylwetek, militarnych inspiracji i ikonicznego tweedu. Ale czy pamiętamy, że marka zawsze była też związana ze zwierzęcym printem? Ten leopard, który wstrząsnął wybiegami kilka sezonów temu i nie zamierza ustąpić miejsca w najbliższej przyszłości, to także Chanel. Blazy jedynie przypomina nam o tym z właściwą sobie pewnością i świeżością.
Historia zwierzęcych printów w Chanel sięga osobistej fascynacji Coco Chanel motywami zaczerpniętymi ze świata natury. Urodzona pod znakiem Lwa, darzyła szczególną sympatią wzory animalistyczne – zwłaszcza lamparcie cętki – które stały się jej prywatnym talizmanem i naturalnie przeniknęły do języka marki. Coco wykorzystywała je w wielu swoich projektach: nie tylko w ubraniach, lecz także w biżuterii, traktując je jako symbol siły, zadziorności i ponadczasowej elegancji. Sama zresztą od czasu do czasu sięgała po dzikie cętki, traktując je jak subtelny, ale znaczący statement.
W swojej kolekcji Blazy nawiązuje do tego motywu, odwołując się do ikon manhattańskiej elegancji: Jackie O, Carolyn Bessette-Kennedy czy Barbry Streisand. To właśnie Streisand w 1966 roku stworzyła słynny kostium w lamparci wzór i zleciła jego wykonanie firmie Reiss & Fabrizio. Inspiracją były poduszki w panterę, którymi ozdabiała swoją sypialnię. Ten moment przeszedł do historii, bo to właśnie w tym stroju Streisand zaprezentowała się podczas pokazu nowej kolekcji Chanel, tworząc jedno z najbardziej kultowych spotkań popkultury z estetyką domu mody.
Oprócz zwierzęcych printów, Matthieu Blazy zaszczycił nas również błyskotliwymi odniesieniami do współczesności i popkultury: ikonicznymi koszulkami „I ♥ NY”, ręcznie robionymi swetrami Superman, tyle że z logo Chanel zamiast charakterystycznego „S” oraz tygrysimi motywami podanymi z typową dla siebie ironią. Wszystko to osadzone w scenerii nowojorskiego metra, gdzie za jedyne 2,90 dolara można dotrzeć niemal wszędzie w obrębie pięciu dzielnic. A to oznacza jedno: ogromne, tętniące życiem zagęszczenie osobowości, kultur, stylów, klas i historii.
Blazy świetnie to uchwycił, projektując sylwetki dla kobiet o różnych korzeniach – tych urodzonych w Nowym Jorku, ale też tych pochodzących z Bliskiego Wschodu, Europy czy Azji. Najlepszym dowodem jest Bhavitha Mandava, pierwsza indyjska modelka, która otworzyła pokaz Chanel. To znaczący moment – i to już w zaledwie drugiej kolekcji Blazy'ego dla domu mody.
Pasja Matthieu Blazy’ego do tworzenia wyrazistych postaci była obecna już w jego pracach dla Bottegi Venety. W Métiers d’Art – nazwie, która dosłownie oznacza rzemiosło artystyczne – projektant kontynuuje tę opowieść, bawiąc się fakturą, złudzeniem i techniczną maestrią. To, co na pierwszy rzut oka wygląda jak denim, okazuje się jedwabiem. To, co wydaje się codziennością, w rzeczywistości jest luksusem najwyższej próby. Blazy świadomie igra z percepcją, tworząc nie tyle ubrania, ile charakterystyczne, niemal filmowe osobowości ubrane w kolekcje z szafy tej samej kobiety.
fot. materiały prasowe Chanelfot. materiały prasowe Chanel
W Métiers d’Art 2026 Blazy nie tylko projektuje ubrania – on tworzy nową narrację o tym, kim dziś jest kobieta Chanel. Ona nie stoi na piedestale, nie przechadza się po marmurach. Ona jedzie metrem, śmieje się, pracuje, żyje – w ubraniach, które łączą mistrzowskie rzemiosło z bezczelną świeżością popkultury. Jeśli ktokolwiek wątpił, czy Chanel może ponownie stać się marką kulturotwórczą, Blazy właśnie udzielił odpowiedzi. Głośnej, błyskotliwej i absolutnie nie do przeoczenia.
FacebookInstagramTikTokX