Oxford połączył kampanię promocyjną na Instagramie z własną logiką rage baitu. Trzy kandydatury na słowo roku zostały upersonifikowane w memicznym stylu. „Rage bait” reprezentował typ w jaszczurczej masce z celowym błędem ortograficznym na plakacie: „I'm glad your mad!” zamiast „you're”. „Biohack” wystąpił jako robotyczna kobieta pijąca zielony sok, pytająca: „Czy próbowałeś kiedyś edytować swój czas życia?” „Aura farming” przyjął formę influencera wpatrzonego w dal z wykalkulowaną melancholią.
Po trzech dniach głosowania i ponad 30 tysiącach głosów eksperci Oxforda wybrali „rage bait”, biorąc pod uwagę nie tylko liczby, ale też charakter publicznego komentarza i analizę danych leksykalnych.
Wybór tworzy spójną narrację z poprzednimi latami. W 2024 Oxford wybrał „brain rot”, wypalenie mentalne od nieskończonego scrollowania. Razem tworzą potężny cykl: oburzenie generuje zaangażowanie, algorytmy je wzmacniają, a ciągła ekspozycja pozostawia mentalnie wyczerpanych.
Obecność tego terminu w dyskursie publicznym wskazuje na rosnącą świadomość taktyk manipulacyjnych, w które użytkownicy są wciągani online. To paradoks: nazywanie mechanizmu, który oszukuje, ale nadal skutecznego. Być może dlatego, że gniew jest najprostszą do wywołania emocją – natychmiastową, totalną, uzależniającą.
W filmie prowokacja to narzędzie znane od dawna. David Cronenberg budował swoją karierę na obrazach, które wywoływały oburzenie krytyków i fascynację widzów. Lars von Trier w „Antychryście” czy „Nimfomance” celowo prowokował skandale festiwalowe, wiedząc, że kontrowersja to najlepsza promocja. Ale tam przynajmniej istniała intencja artystyczna, jakiś substrat. Rage bait w Internecie jest cyniczny w swojej czystości. To oburzenie pozbawione sensu, forma bez treści, gniew jako towar. Nie ma w tym nic poza kalkulacją na miliony kliknięć dziennie.