Głęboki ukłon w stronę francuskiej Nowej Fali bez współczesnej psychoanalizy. „Przejścia” to film, jakich obecnie brakuje

Autor: KB
04-11-2023
Głęboki ukłon w stronę francuskiej Nowej Fali bez współczesnej psychoanalizy. „Przejścia” to film, jakich obecnie brakuje
„Przejścia” Iry Sachsa to film prezentowany na festiwalu filmowym w Sundance, co już czyni go pozycją interesującą dla miłośników indie i niszowego kina. W rolach głównych widzimy Adèle Exarchopoulos („Życie Adeli”), wschodzącą gwiazdę Franza Rogowskiego („Tranzyt”) oraz Bena Whishawa, znanego z „Pachnidła” z 2006 roku. Razem tworzą miłosny trójkąt pełen sprzecznych uczuć i wybuchów emocji - w tym miejscu trzeba przyznać, że gra aktorska głównych postaci zasługuje na medal. To jednak nie jedyny powód, dla którego warto wybrać się do kina.

Nie myśl za dużo

Typowo francuski i paryski film, rozpoczynający się od sceny w klubokawiarni. Wiadomo już, że czeka nas nostalgiczna podróż w czasie do najlepszych czasów kina. I tak się dzieje. „Przejścia” to głęboki ukłon w stronę francuskiej Nowej Fali oraz artystycznej bohemy razem z charakterystycznym dla niej dekorum. To także wyjątkowo seksowny obraz, gdzie pożądanie gra pierwsze skrzypce. Jednocześnie Sachs i scenarzysta Mauricio Zacharias świadomie unikają nadmiaru połączeń ze współczesnością, takich jak dogłębna psychoanaliza bohaterów czy choćby media społecznościowe, a nawet z premedytacją sięgają po stereotypowe postaci, wywołując chichot u widza. Po seansie nie ma sensu zagłębiać się w psychologiczną interpretację tego, co widzieliśmy. Postaci są ukazane powierzchownie, wyeksponowano ich najważniejsze dla fabuły cechy, takie jak skrajny egocentryzm i silna potrzeba atencji czy poszukiwanie stabilizacji albo wrażeń. Podobnie ogląda się filmy z lat 60-tych.
mat. prasowe Gutek Film
W „Przejściach” największa pochwała należy się grze aktorskiej, wręcz podniecającej autentyczności w scenach seksu, zdjęciom Josée Deshaiesa, montażowi Sophie Reine oraz muzyce. W dodatku całość została zamknięta w 1 godzinie i 30 minutach, co dzisiaj jest zdecydowanie mało popularnym zabiegiem. Adèle Exarchopoulos zachwyca, odkąd poznaliśmy ją w „Życiu Adeli”, i nie inaczej jest w „Przejściach”. Naprawdę trudno oderwać od niej wzrok. Z kolei Franz Rogowski, który dotychczas grał w niszowym kinie europejskim, za sprawą występu w filmie Sachsa być może właśnie otworzył sobie drzwi do wielkiej, międzynarodowej kariery. Ben Whishaw natomiast doskonale sprawdza się w rolach wrażliwców, osób o delikatnym usposobieniu, które nie są pozbawione wewnętrznych demonów. „Przejścia” to dobre, pociągające kino ukazujące sytuacje, które prawdopodobnie wielu z nas zna, lecz film pozwala trochę się od nich zdystansować. Warto też zobaczyć go z uwagi na przystępne nawiązanie do „starego” kina, co często dzieje się z raczej miernym skutkiem.
„Przejścia” Iry Sachsa w kinach od 3 listopada.
FacebookInstagramTikTokX