

Patrycja i Lizi, fot. Milena Liebe / K MAG 114 Tamte dni, tamte noce 2023
Rozmawiamy z parami, które bez zastanowienia można nazwać „power couples”. O tym, jak się poznały (cute), o Polsce w wersji 2.0 oraz co by zrobiły, gdyby obudziły się w willi Beyoncé. Jeżeli w 2023 roku przestaliście wierzyć w prawdziwą miłość, odzyskacie nadzieję. W tle naszych rozmów leci piosenka „True love will find you at the end”. PS. Artykuł nie jest sponsorowany przez Tindera.
Materiał pochodzi z numeru K MAG 114 Tamte dni, tamte noce 2023, tekst i foto: Milena Liebe.

1/6


Patrycja i Lizi
Patrycja – korposzczur i zbieraczka, ostatnio także vintedziara. W wolnym czasie szuka skarbów w internecie i wrzuca stylówki gwiazd na instagram @y2k_till_i_die.
Lizi – „a queer straight white person of color”, jak sama mówi o sobie. Z Tbilisi w Gruzji, od sześciu lat w Warszawie. Kiedy nie pracuje na dwa etaty, spaceruje.
Jak się poznałyście?
Lizi: To miłość od pierwszego swipe’a na Tinderze. Patrycja napisała do mnie z pytaniem, czy możemy przejść na Instagram. Oczywiście od razu się zgodziłam. Ustaliłyśmy, że spotkamy się w Bistro Eden, moim ulubionym miejscu na Saskiej Kępie, jeszcze w tym samym tygodniu. Patrycja zjawiła się modnie spóźniona w swoim różowym futerku. Obie mamy obsesję na punkcie popkultury i jesteśmy non stop online, więc ani razu nie zapadła niezręczna cisza – rozmawiałyśmy godzinami. Jak na prawdziwą WLW (kobietę kochającą kobiety) przystało, od razu się zakochałam i zaczęłam wyobrażać sobie naszą wspólną przyszłość, zanim upłynęła godzina. Pamiętam, że chciałam ją pocałować, ale się stresowałam. Może warunki też nie były szczególnie romantyczne. Tak czy siak, wiedziałam, że to to, reszta przeszła do herstory.
Patrycja: Lizi od razu BARDZO mi się spodobała. Na pierwszą randkę wybrała urokliwą wegańską knajpkę. Trochę się spóźniłam i wpadłam na nią na schodach po drodze do lokalu, bo zaczęła spacerek w moją stronę. Pierwszym, co ujrzałam, był jej promienny uśmiech. Poczułam nawet promyki słońca na skórze, mimo że była zima. Prawdziwa miłość od pierwszego wejrzenia. Po jedzeniu poszłyśmy na spacer i do cukierni na deser, a potem poleciałam do domu, bo bardzo się stresowałam i pociłam (chociaż udawałam, że jestem wyluzowana). Po tym spacerze od razu się przeziębiłam i nie mogłyśmy się ponownie spotkać tak szybko, jak chciałyśmy.
Możecie stworzyć Polskę od nowa na innej planecie. Jak wyglądałaby w waszej wersji?
Lizi: To kraj Barbie x Bratz. Naszą prezydentką jest Rihanna, wiceprezydentką – Ice Spice. W Parlamencie zasiadają Zendaya, Phoebe Waller-Bridge, Aubrey Plaza, Chloë Sevigny, Jennifer Coolidge i Malala. Mężczyzn symbolicznie reprezentują Nathan Fielder, Trixie Mattel i Katya. Hymnem narodowym jest „Peppers” Lany Del Rey i Tommy Genesis. W każdą środę cały kraj ubiera się na różowo.
Patrycja: W naszej nowej Polsce byłaby świetna opieka zdrowotna dla kobiet i transaniołków, a kościół byłby w stu procentach oddzielony od państwa. Kłócenie się o nieistotne głupoty i wymyślone problemy byłoby zakazane. Członkowie społeczności LGBTQ+ byliby traktowani jak normalni ludzie. Lepsze płace i biodegradowalny brokat dla wszystkich!
Możecie przywrócić dowolną celebrytkę z lat dwutysięcznych i pokazać jej Warszawę. Opiszcie ten dzień.
Lizi: Wybieram Brittany Murphy <3 Najpierw jemy śniadanie i pijemy kawkę w domu, następnie spacerujemy po całym mieście, po czym idziemy na lunch do lokalu LAS. Może uda nam się złapać jakieś kino pod chmurką albo tańce z płomieniami na Patelni? Noc zakończymy drinkami w Palomie nad Wisłą, tańcząc do afrobeats.
Patrycja: Omg, Brittany… Bez wątpienia świetnie by się z tobą bawiła. Ja chyba wskrzesiłabym Aaliyah i poszła z nią do second handów, na pewno znalazłaby jakieś perełki. Potem mogłybyśmy zjeść jagodzianki i pospacerować. Może polubiłaby koncerty chopinowskie w Łazienkach?
Możecie stworzyć własny letni festiwal muzyczny. Opiszcie każdy szczegół.
Lizi: Miejsce: Fholston (rajska, oceaniczna planeta, na którą elita z „Piątego elementu” jeździła wypoczywać).
Line Up: Amaarae, Kaytramine, Britney Spears, Lana Del Rey, PinkPantheress, Missy Elliott, Madonna, Ice Spice i Arca.
Klimat: Studio 54 skrzyżowane z dwudziestymi pierwszymi urodzinami Paris Hilton, „Euforią” i Boiler Roomem po pokazie Jacquemusa.
Dla kogo? Dla dziewczyn, wszystkich osób LGBTQ+ i niebinarnych oraz dla chłopaków biseksualnych dziewczyn.
Patrycja: Mój festiwal byłby w całości poświęcony raperkom, bo za rzadko przyjeżdżają do Polski! Jak na razie widziałam tylko Nicki i Little Simz… Impreza odbyłaby się na Lotnisku Bemowo albo gdziekolwiek w Warszawie, żebym mogła wskoczyć do autobusu lub metra i wrócić do domu po zabawie. Klimat beztroski, bad bitch energy. Festiwal dla wszystkich dziewczyn oraz ich bliskiego grona. Headlinerkami byłyby Megan Thee Stallion i Doja Cat (RIP Open’er 2022), Missy Elliott oraz Eve. Poza nimi zaprosiłabym artystki takie jak: Coi Leray, Doechii, Saweetie, Latto, Baby Tate, Rico Nasty, Bree Runway, Flo Milli, Princess Nokia, Rubi Rose, Stefflon Don, Kari Faux, La Goony Chonga, Tokischa, Spice, Shenseea, CupcakKe, Cardi B, Ice Spice, City Girls, GloRilla, Lola Brooke, Kaliii, Flyana Boss, Ivorian Doll, Nadia Rose, Lady Leshurr, Monaleo, Big Boss Vette, Lakeyah, Maiya the Don, Gloss Up, Lebra Jolie, Shaybo, Dreezy, Erica Banks… Mogę wymieniać bez końca. Może jeszcze Amaarae, Janelle Monae, Tkay Maidza i FKA twigs, żeby też trochę pośpiewać!
Otrzymujecie w kopercie pięćdziesiąt tysięcy złotych na wydanie do świętowania waszej rocznicy. Co robicie?
Lizi: Nie wracamy do domu z planowanego wypadu do Amsterdamu, a zamiast tego lecimy na Barbados pływać, opalać się i kręcić tyłkami aż wyczerpiemy fundusze.
Patrycja: Mamy już zaplanowany mały wyjazd na rocznicę (trzymajcie kciuki), ale podoba mi się pomysł z wypadem na Barbados… Chciałabym zjeść dojrzałe mango maczane w oceanie według przepisu Rihanny. Oprócz tego bardzo chciałabym polecieć do Japonii z pustymi walizkami, by wypełnić je badziewiem z Hello Kitty, ale to zostawię na inną okazję.

Oskar i Robert
Oskar – performer, choreograf i movement director. Współpracuje z teatrami w całej Polsce, jego choreografie można również oglądać w filmach i teledyskach.
Robert – concept store manager, stylista. Z wykształcenia kulturoznawca i animator kultury. Interesuje się modą oraz znajdowaniem czasu na głupoty.
Jak się poznaliście?
Oskar: Poznaliśmy się tak, jak chyba wielu ludzi obecnie się poznaje, czyli dzięki aplikacji randkowej. Wcześniej z nich nie korzystałem, ale tuż przed poznaniem Roberta postanowiłem to zmienić. No i teraz, od prawie dwóch lat, tworzymy „power couple”. Początkowo jedynie do siebie pisaliśmy, aż po jakimś czasie doszło do pierwszego spotkania. Kolacja trwała kilka godzin i to wszystko, co mogę zdradzić.
Robert: Jakimś cudem nas sparowało. Oskar zwykle jest w rozjazdach, a ja założyłem Tindera z nudów. Po wszystkich fuck upach zrobiłem sobie przerwę od aplikacji randkowych. Zobaczyłem tę twarz, klik i sparowało nas. Po jakimś czasie umówiliśmy się na pierwszą randkę. Oskar przyszedł po mnie do pracy, poszliśmy coś zjeść. Dużo rozmawialiśmy i jeszcze więcej się śmialiśmy.
Możecie stworzyć Polskę od nowa na innej planecie. Jak wyglądałaby w waszej wersji?
Oskar: Do przepisu na nową Polskę dodalibyśmy więcej luzu, uśmiechu i szacunku do drugiego człowieka. Pary jednopłciowe mogłyby zawierać związki małżeńskie, wszyscy mieliby takie same prawa niezależnie od płci, wyznania czy koloru skóry. W naszej Polsce na każdym rondzie i skrzyżowaniu stałaby tęcza. Chcielibyśmy, aby ludzie byli szczęśliwi, wolni i niezależni, aby żyli w zgodzie ze sobą oraz innymi.
Robert: W naszej nowej Polsce nie puszczam ręki Oskara, kiedy naprzeciwko idzie grupka mężczyzn. W naszej nowej Polsce osoby każdego wyznania, koloru skóry, płci, dzieci, dorośli chodzą ze sobą na marsze, bo się nie boją. W naszej nowej Polsce nikogo nie dziwi, że ktoś idzie uśmiechnięty przez miasto. W naszej nowej Polsce pociągi się nie spóźniają, nie ma betonozy i świeci słońce.
Piszesz scenariusz do Hollywood. Jaką rolę w filmie dasz swojemu partnerowi?
Oskar: Wygląda to tak: organizuję casting w Hollywood, przychodzi Robert i od razu dostaje rolę w filmie. Koniec castingu. Kowboj, dżinsy rozszerzane na dole, kapelusz i buty ze sprzączką. On nonszalancki i dusza towarzystwa, hot boy, wszyscy go uwielbiają, jest na plakatach i bilbordach, idziemy razem na czerwony dywan, pozujemy na ściance. Odbiera Oscara. Brawa.
Robert: W scenariuszu do Hollywood mój partner ma na sobie dobrze skrojony garnitur, jeździ Aston Martinem, pije drinki wstrząśnięte, nie mieszane. Jest honorowy, szarmancki, odważny i seksi. Jak w życiu. Malinowski, Oskar Malinowski.
Jaki najdziwniejszy sen mieliście ze swoim udziałem?
Oskar: Nie wiem, czy najdziwniejszy, ale najbardziej zapadł mi w pamięć taki, który mógłby trwać w nieskończoność. Leżeliśmy zanurzeni w piankach jojo, wpatrując się w piękne, gwieździste niebo nad nami. Akcja działa się w zwolnionym tempie. To wszystko. Tylko oddychaliśmy, całowaliśmy się i jedliśmy pianki, a w powietrzu unosiła się słodka piankowa woń. Bardzo się wtedy wyspałem.
Robert: Dzikie pole. Przyjemny zachód słońca. Jestem trochę zagubiony. Kręcę się wokół własnej osi. Nie wiem, w którą stronę iść. Słyszę głos Oskara. Biegnę w jego stronę. Widzę w oddali tygrysa. Ten tygrys jest koloru seledynowego. Zbliżam się do niego. Okazuje się, że tym tygrysem jest mój partner. Prosi, abym na śniadanie kupił dwa croissanty, camemberta i szpinak. Świeży sok już mamy.
Musicie wybrać trzy zestawy ubrań, w których będziecie chodzić do końca życia. Na co stawiacie?
Oskar: To trudna decyzja, ponieważ bardzo lubimy modę. Jeśli jednak mielibyśmy ograniczyć się do trzech zestawów, poszedłbym w klasykę: biały i czarny T-shirt, czarna marynarka, kurtka bomberka, do tego spodnie jeansy regular, szerokie czarne spodnie i kobaltowe szorty. Buty sportowe New Balance i crocs. Pierścienie, kolczyki, okulary przeciwsłoneczne i czapka z napisem „The end”.
Robert: Pierwszy zestaw: Balenciaga track sneakers, crewneck od nawara.co, dżinsy z lumpa. Drugi zestaw: wielkie dmuchane kombinezony sumo. Trzeci zestaw: naked naked naked.

Monika i Agata
Agata – z wykształcenia inżynier biomedyczny, większość życia zawodowego spędziła, pracując po stronie biznesu i operacji w startupach technologicznych.
Monika – ukończyła psychologię społeczną, przez piętnaście lat zajmowała się marketingiem strategicznym.
Rok temu rzuciły wszystko i wyjechały do Hiszpanii szukać nowej drogi. Po powrocie założyły swój startup Omyu (@omyu.life), którego misją jest wspieranie ludzi w radzeniu sobie ze stresem przy pomocy grzybów funkcjonalnych i metod psychologicznych.
Jak się poznałyście?
Agata: Historia naszego poznania jest całkiem zabawna. Pierwszy raz zobaczyłyśmy się w aplikacji, ale żadna nie zagadała. Match przepadł gdzieś w otchłani. I tutaj mógł być koniec historii. Jednak gdy poszłam na imprezę z koleżankami, jedna z nich chciała mnie zapoznać ze swoją znajomą. Szybki uścisk dłoni, wymiana imion. Zapamiętałam „Monika”. Było głośno, więc nawet nie gadałyśmy za wiele. Obudziłam się następnego dnia; leniwy poranek, scrollowanie telefonu i ta natrętna myśl, że chyba znam tę Monikę. Wchodzę do apki – jest! Śmieję się pod nosem, myśląc, że to fajny przypadek. Piszę do niej, czekam na odpowiedź, cisza. Zamykam apkę i kontynuuję weekend, zapominając o źle wychowanej Monice. Ta historia znowu mogła się zakończyć, ale miało być inaczej. Miesiąc czy dwa później koleżanki wpadły do mnie na film, a jedna z nich powiedziała, że przed filmem idzie się spotkać z Moniką. Pamiętałam, że jej eks miała na imię Monika, więc skwitowałam to zwykłym: „Uuu, powodzenia”. Po czym Iza zadzwoniła, czy może przyjechać do nas z Moniką, a ja postanowiłam dopytać, o kogo chodzi. Usłyszałam, że nie o eks, a Monikę Kowalewską. Okazało się, że to TA Monika. Nie przedłużając historii, przyjechały, a ja przywitałam się na nowo. Jedna z koleżanek wylała zupę pomidorową na dywan, na co Monika zerwała się, by pomóc sprzątać. Pomogła mi zanieść dywan pod prysznic, co podsumowałam słowami: „Szybko poszło, zaciągnęłam ją pod prysznic już na pierwszej randce”. I tak między nami zostało, że to nasza „pierwsza randka”.
Monika: To nie jest klasyczna opowieść o miłości od pierwszego wejrzenia. Pierwszy raz widziałyśmy się na Tinderze, gdzie bez większego przekonania przesunęłam profil Agaty w prawo. I na tym się skończyło, żadna z nas nie napisała. Kilka tygodni później poznałyśmy się na walentynkowej imprezie Twin Hearts, gdzie zostałyśmy sobie przedstawione przez wspólną znajomą. Próby rozmowy nie wychodziły nam najlepiej. Następnego dnia dostałam wiadomość od Agaty na Tinderze, coś w stylu „wiedziałam, że już gdzieś się widziałyśmy”. W reakcji na to zrobiłam coś, co Agata wciąż mi wypomina, czyli NIC. Minęły dwa miesiące, siedziałam ze znajomą na piwie, kiedy zaczęła mnie ciągnąć do domu koleżanki na film. Okazało się, że tą koleżanką jest Agata. Stanowczo protestowałam, mówiąc, że nie mogę stanąć w progu mieszkania dziewczyny, którą zghostowałam. Ale poszłam. Agata na powitanie powiedziała: „Hej, jestem Agata, my się chyba jeszcze nie poznałyśmy”. I wtedy właśnie się w niej zakochałam, chociaż jeszcze przez kilka miesięcy twierdziłam, że tak nie jest, miałam wątpliwości i robiłam dramy. Potem już się uspokoiłam.
Możecie stworzyć Polskę od nowa na innej planecie. Jak wyglądałaby w waszej wersji?
Agata: W wizji nowej Polski panowałaby atmosfera otwartości i tolerancji. Podstawowe zasady to równość i szacunek do drugiej osoby, bez wyjątku. Obywatele byliby dla siebie życzliwi i dbali o siebie nawzajem. Polska byłaby liderem ekologicznych rozwiązań – cała infrastruktura funkcjonowałaby w harmonii z naturą, w miastach przebiegałyby kanały wodne dla kajaków i cały kraj byłby połączony ścieżkami rowerowymi. Technologia w nowej Polsce znajdowałaby się na tak wysokim poziomie, że moglibyśmy rozmawiać z pieskami i wreszcie zrozumieć, dlaczego nasz pupil jest smutny albo szczeka.
Monika: Myślę, że sporo z Polski można zachować. Spędziłyśmy ostatni rok w Hiszpanii i moim zdaniem idealna Polska stanowiłaby hybrydę Polski z Hiszpanią. Polska ma dobry rozmiar, fajną przyrodę i paradoksalnie klimat – cztery pory roku są super! Tyle mówi się o różnorodności, a jeżeli chodzi o pogodę, chcielibyśmy cały czas mieć lato? Pierwsze promienie słońca po miesiącach szarówy cieszą dużo bardziej niż niebieskie niebo przez trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku. Polska zbudowana od nowa miałaby trochę mniej szarości i architektonicznego smutku – tu zaprosiłabym malownicze hiszpańskie miasteczka oraz wioski. Z kolei mieszkańcy Polski przed uzyskaniem prawa pobytu przeszliby obowiązkowy trening:
– z tego, żeby kontakt z drugim człowiekiem traktować jak relację i w pewnym sensie wymianę energii; nie ma czystych transakcji,
– szkolenie z komunikacji bez przemocy i umiejętności słuchania,
– z mindfullness i cieszenia się małym rzeczami w życiu,
– z życzliwości i uśmiechu.
Jakie supermoce przydałyby wam się w życiu codziennym?
Agata: Jako fanka Marvela odniosę się do tego świata. Moja ulubiona postać to Tony Stark, znany jako Iron Man. Tony nie posiada typowych nadprzyrodzonych mocy, jest po prostu geniuszem! Dzięki temu może tworzyć najbardziej innowacyjne technologie i rozwiązywać problemy świata. Myślę, że mi też by to pomogło w wyzwaniach codziennego dnia. Ponadto zbroja z zaawansowanymi funkcjami byłaby świetną ochroną i nie zapominajmy, że mogłabym w niej latać.
Monika: Z kwestii praktycznych – sprzątanie mieszkania za pomocą pstryknięcia palcami oraz teleportacja. Chciałabym też posiadać supermoc rzucania uroku, który sprawi, że ludzie przestaną gotować się w środku, że się uspokoją i będą serdeczni dla innych. Wyobrażam sobie korzystanie z tej supermocy głównie za kierownicą i na poczcie.
Opiszcie swój ślub i wesele. Jak zmieniły wasze życie?
Agata: Śmiejemy się, że miałyśmy już trzy wesela. Pierwsze co prawda było naszym dziwnym, wewnętrznym żartem, ponieważ miało miejsce na wakacjach w Portugalii, gdzie wyjechałyśmy niby jako koleżanki, ale obie miałyśmy na siebie crusha. Ten ślub, nie od razu, ale zmienił status naszej znajomości. Na rocznicę tego wydarzenia, już będąc w związku, postanowiłyśmy jednoczenie się sobie oświadczyć. Wymieniłyśmy się pierścionkami, chciałyśmy jednak, aby było to coś więcej niż obietnica i pewnego dnia, jeżeli dożyjemy legalizacji związków w Polsce, rzeczywiście się ożenimy. Uznałyśmy, że póki co większe prawa, chociażby w przypadku sytuacji szpitala i dokumentacji medycznej, może nam dać spisanie upoważnień u notariusza. Później przyszedł czas na imprezę dla rodziny i znajomych. Mentalnie to wydarzenie stanowiło dla nas pełnoprawny ślub. Czy coś zmieniło? W przysięgach niczego na zawsze sobie nie obiecywałyśmy, ale zadeklarowałyśmy, że chcemy pracować nad naszym związkiem, nie biorąc go za pewnik, i pragniemy podążać w tę samą stronę. W zeszłym roku wyjechałyśmy na jakiś czas do Portugalii i Hiszpanii i zdałyśmy sobie sprawę, że zagranicą znowu jesteśmy sobie „obce”. Nieco instrumentalnie, choć trochę w ramach odświeżenia postanowiłyśmy wziąć ślub, tym razem w pełni legalny w Porto. Przylecieli nasi znajomi i rodzice, po ceremonii spędziliśmy wieczór, tańcząc na plaży z winkiem i pizzą. To było wspaniałe wydarzenie, które teoretycznie nie zmieniło nic, ale po raz kolejny przypieczętowało synchronizację naszych ścieżek przed wyjątkowym rokiem podróży w nieznane. Niestety, po powrocie do Polski Monika już nie jest moją żoną, ale walczymy o to, żeby Polska uznała nasze małżeństwo. Jak w końcu to zrobi, to chyba nadarzy się świetna okazja do czwartej imprezy!
Monika: Pierwszy odbył się w Warszawie pięć lat temu – dwa lata po tym, jak się poznałyśmy. Wiedziałyśmy, że chcemy wziąć ślub i że w Polsce nie będzie to możliwe. Zależało nam jednak, aby w świetle prawa nie być zupełnie obcymi sobie osobami, aby móc wypowiedzieć przysięgi przy naszych najbliższych i zorganizować z tej okazji imprezę. Tak zrobiłyśmy – poszłyśmy do notariusza, spisałyśmy wzajemne pełnomocnictwa do wszystkiego, co przyszło nam do głowy. Napisałyśmy też testamenty, ustanawiając siebie nawzajem jedynymi spadkobierczyniami. Zorganizowałyśmy obiad dla rodziny i imprezę dla znajomych, odczytałyśmy przysięgi. Nazwałyśmy to wydarzenie „wesele bez ślubu”. Było wzruszająco i pięknie. Z kolei w zeszłym roku wyjeżdżałyśmy na Półwysep Iberyjski. Okazało się, że w Portugalii możliwe jest zawarcie małżeństwa przez osoby niebędące obywatelami tego kraju. Jeszcze przed wyjazdem z Polski zarezerwowałyśmy termin w urzędzie w Porto i rzuciłyśmy rodzinie oraz znajomym dość niezobowiązujące zaproszenie. Na ślub przyjechało pięćdziesiąt osób, tym razem zapraszałyśmy na „ślub bez wesela”. Sama ceremonia była bardzo krótka: podpisałyśmy dokumenty i oficjalnie stałyśmy się żonami! Niewesele odbyło się w parku nad brzegiem oceanu, gdzie panowała cudownie luźna atmosfera. W ramach rozgrzewki poprowadziłyśmy gości na kąpiel w lodowatej wodzie, później była muzyka, wino, pizza i oczepiny. Co się zmieniło? Przez ten rok, który spędziłyśmy w Hiszpanii, cudownie było czuć, że nasz związek jest oficjalny. Z dumą mówiłam o Agacie „mi esposa”. Jednak kilka miesięcy temu wróciłyśmy do Polski i przekraczając granicę, uświadomiłyśmy sobie, że tu nic się nie zmieniło. Znowu jesteśmy stanu wolnego, znowu jesteśmy współlokatorkami. Złożyłyśmy skargę w Europejskim Trybunale Praw Człowieka.
Co najbardziej cenicie w sobie nawzajem?
Agata: Chciałam zażartować, że to, że ze mną wytrzymuje. Co w sumie, jak się zastanowię, nie jest do końca żartem. Monia jest najbardziej ciepłą, troskliwą i cierpliwą osobą, jaką znam. Wspiera mnie i jest przy mnie zawsze, gdy jej potrzebuję, przy dużych i drobnych decyzjach, a dodam, że moja decyzyjność w sprawach najmniejszych jest koszmarna. Monia daje mi dużo zaufania i przestrzeni do rozwijania siebie i swoich zainteresowań. Nigdy nie powiedziała, że mam czegoś nie robić, nawet gdy przedstawiałam jej najgłupsze pomysły. Chyba to cenię najbardziej – że przy niej jestem sobą.
Monika: W Agacie uwielbiam, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. Jeżeli na czymś jej zależy, zawsze znajdzie sposób, aby to zrobić. Nie uznaje odpowiedzi „nie da się”. Zawsze jest dla mnie, kiedy tego potrzebuję, i to całą sobą, w stu procentach. Nieważne, czy nie radzę sobie (chwilowo!) z technologią, czy przeżywam załamanie nerwowe. Cenię w niej to, że nie boi się rozmawiać o emocjach, także tych trudnych. Dzięki temu nasze rzadkie spory, nieporozumienia czy nawet kłótnie przegadujemy na gorąco. Cenię jej spokój i luz dotyczący przyszłości, ona wierzy, że będzie dobrze, że wszystko się jakoś ułoży, a przede wszystkim, że nie warto martwić się na zapas. I tego się od niej uczę.

Mateusz i Michał
Mateusz – książkowy skorpion, ojciec Kalifa, grafik z zamiłowania choć czasami jest to jego „13th reason”.
Michał – artysta wizualny zajmujący się głównie malarstwem. Pracownik instytucji kultury.
Jak się poznaliście?
Michał: Poznaliśmy się na Tinderze. Pracowałem wtedy jako barman. Siedząc w kawiarni na spotkaniu z inną osobą, napisał do mnie Mati: „Cześć, malarzu”. Zaprosiłem go na wystawę, którą wtedy otwierałem. Zaczęliśmy na Pradze, potem pojechaliśmy do Pawilonów, następnie nad Wisłę. Była z nami przyjaciółka Matiego, którą też wcześniej znałem, i nie wiem, jak to zrobiliśmy, ale weszliśmy na taras jednego z tych wysokich budynków nad Wisłą. To był bardzo intensywny wieczór. Pamiętam, że wypiliśmy mnóstwo wina. Od tamtej pory widywaliśmy się codziennie.
Mateusz: Mało brakowało, a nie pojawiłbym się na naszym pierwszym spotkaniu. Siedziałem wtedy z moją przyjaciółką Pamelą i mówiłem: „On jest dla mnie za ładny. Jak mnie zobaczy i usłyszy, na pewno mnie oleje”. Na szczęście Pamela wybiła mi to z głowy i poszła ze mną, żeby mnie przypilnować. Jestem jej mega wdzięczny, bo dzięki temu leci nam piąty rok razem. Dużo piliśmy i super się bawiliśmy tego wieczoru. Teraz komicznie brzmi, że miałem na randce nianię, ale byłem zakompleksionym dzieciakiem.
Możecie stworzyć Polskę od nowa na innej planecie. Jak wyglądałaby w waszej wersji?
Michał: Jeżeli chodzi o widoki, przyrodę czy nawet architekturę, stworzyłbym podobną. Uważam, że Polska jest naprawdę piękna, tylko rzadko ją doceniamy. Zmieniłbym natomiast mentalność obywateli, aby nie bali się tego, czego nie znają, byli ciekawi świata i chcieli go poznać. Postawiłbym na mocną edukację, zwłaszcza w obrębie kultury i sztuki, bo to naprawdę ważne. Dzięki temu społeczeństwo byłoby bardziej wrażliwe i otwarte.
Mateusz: Gdybym mógł stworzyć Polskę na innej planecie, byłby to kraj krajobrazowo bardzo podobny do tego obecnego, pogodowo też, no może latem ustanowiłbym maksymalną temperaturę dwudziestu pięciu stopni Celsjusza. Społecznie chciałbym, aby ludzie skupili się na swoich problemach, zamiast rozwiązywać cudze. Zbyt często interesujemy się życiem innej osoby, komentujemy jej czy jego styl bycia i podejmowane decyzje, co prowadzi do obgadywania, oceniania i projektowania swoich wewnętrznych demonów. Nowa Polska byłaby miejscem, gdzie można bez strachu wyjść o północy do ciemnego parku. Marzy mi się miejsce, gdzie dwa miliardy złotych są przeznaczane na służbę zdrowia, a nie telewizję. Może wtedy szybciej dostałbym się do lekarza i moja hipochondria byłaby usatysfakcjonowana. Ważne dla mnie też, aby rozdzielić murem, fosą, drutem kolczastym, rzeką lawy i polem minowym religię od państwa. To nie powinno iść w parze.
Zamieniacie się ciałami na jeden dzień. Co robicie?
Michał: Na pewno nie chciałbym burzyć jego rutyny, dlatego umyłbym się rano i ułożył włosy. Bez tego nie wyjdzie z domu. Potem zrobiłoby się trudniej, ponieważ Mati pracuje godzinę drogi od domu, a ja nienawidzę długo jeździć. Niestety, nie bardzo znam się na jego zawodzie, więc to pewnie byłby jego ostatni dzień w pracy. Dla śmiechu zjadłbym rzeczy, których nie lubi. Wszystkie możliwe sery pleśniowe, kefir albo jogurt.
Mateusz: Myślę, że czułbym się tego dnia dużo pewniej. Spędziłbym czas z rodzicami Michała i zobaczył, jacy są prywatnie. Zrobiłbym sobie nowy tatuaż na lędźwiach z napisem „MATI” i usunął mu debet w banku, bo nie potrafi korzystać z takich rzeczy.
Wasz pies staje się człowiekiem. Jak wyglądałoby jego życie?
Michał: Według mnie byłby tym kolegą z klasy, który zawsze dojada kanapki po innych. Kalif, nasz pies, jest raczej leniwy i kanapowy. Taki też byłby jako człowiek, leżałby na kanapie, jadł czipsy i oglądał YouTube’a, czyli robiłby dokładnie to, co my [śmiech]. Chociaż wyobrażam go sobie także jako prezesa firmy. Rządziłby, decydowałby o przerwach w pracy i obowiązkach… Patrząc na jego zamiłowanie do patyczków do uszu, firma zajmowałaby się właśnie czymś takim.
Mateusz: Wydaje mi się, że Kalif byłby mną. Mamy ze sobą dużo wspólnego, dlatego powiedzenie „jaki właściciel, taki pies” świetnie się u nas sprawdza. Jako człowiek wymagałby atencji i co rano brał leki na nerwicę. Nie lubiłby zostawać sam, chciałby zawsze prędko wrócić do domu i najchętniej szedłby spać. Do tego miałby piękne, rude włosy, jak ja, i znużony wyraz twarzy.
Idziecie spać w domu na warszawskiej Pradze, a budzicie się w willi Beyoncé w Los Angeles. Co robicie?
Michał: Oj, to byśmy na pewno wykorzystali. Zakładam, że Beyoncé ma basen, więc to byłby nasz pierwszy przystanek. Wyobrażam sobie, że leżymy na leżakach i jemy świeże owoce. Pewnie ma lodówkę pełną szalonego jedzenia. Najprzyjemniejszy scenariusz zakłada odpoczywanie w dużym domu i chodzenie z psem po ogrodzie. No dobra, może jeszcze „ponapawałbym” się jej statuetkami Grammy, a jedną na wszelki wypadek wysłałbym pocztą do Polski na pamiątkę.
Mateusz: Trudne pytanie. Czułbym się pewnie trochę przytłoczony, ponieważ moja wizja bogatego życia jest podyktowana programami „Żony Hollywood” i „Żony Miami”. Pierwszą myślą jest śniadanie do łóżka, na początku małe, sok i owoce. Potem poszedłbym do gigantycznego ogrodu, gdzie z prywatnym „hot” trenerem zrobiłbym trening i już pierwszego dnia wdał się z nim w romans. Następnie popływałbym w basenie, w międzyczasie zamawiając drugie śniadanie. Później pakowałbym wielkie ilości gotówki do kieszeni na wypadek, gdyby to okazało się prawdą i miałbym zaraz wrócić do dawnego życia. Przepłynąłbym się też prywatnym jachtem… Marzy mi się kolacja z Michałem przy zachodzie słońca nad oceanem. Trochę trudno mi ogarnąć umysłem możliwości, jakie miałbym przed sobą.

Zuza i Agata
Zuza – zawodowo zajmuje się kwestiami klimatu i transformacji energetycznej, prywatnie lubi patrzeć na samoloty i czytać reportaże.
Agata – ma dwadzieścia sześć lat, zajmuje się social mediami i kulturą, a w głębi duszy jest szydełkową babcią.
Jak się poznałyście?
Zuza: Trudne pytanie, bo mamy różne wersje. Poznałyśmy się przez wspólną znajomą na domówce sześć lat temu. Już po pierwszym spotkaniu wiedziałam, że Agata stanie się dla mnie kimś wyjątkowym. Chwilę po naszym poznaniu wyjechałam na studia za granicę na cztery lata, więc miałyśmy jedynie sporadyczny kontakt, ale w 2020 roku udałyśmy się na kilka wspólnych wyjazdów, w tym na żagle na Mazury. Można powiedzieć, że podczas tej podróży zaczęła się nasza pierwsza półroczna randka. Wtedy żadna z nas tego tak nie nazywała, pewnie nawet nie chciałybyśmy się do tego przyznać, ale prawie codziennie razem gdzieś wychodziłyśmy. Co ciekawe, musiało minąć kolejne pół roku, abyśmy oficjalnie zaczęły ze sobą chodzić, choć nasi znajomi już wcześniej wiedzieli, że coś jest na rzeczy.
Agata: Na początku nie rozmawiałyśmy ze sobą za dużo, bo Zuzia studiowała w Londynie, rzadko bywając w Polsce. Wszystko zmieniło się w 2020 roku, kiedy przyjechała na wakacje i zaczęłam ją lepiej poznawać. Nigdy nie zapomnę tego wyjazdu na żagle: pojechałyśmy z całą naszą ekipą, Zuzia prowadziła samochód, ja siedziałam obok niej. Wtedy po raz pierwszy się zorientowałam, że bardzo lubię z nią rozmawiać o wszystkim i o niczym, że mnie rozśmiesza. Tak było przez cały wyjazd – ciągle rozmawiałyśmy, żartowałyśmy, zawsze byłyśmy obok siebie i chyba strasznie irytowałyśmy resztę dziewczyn. Zupełnie nie rozumiałam, co się ze mną dzieje. Nigdy wcześniej tak się nie czułam, a myśl, że właśnie się zakochuję, jednocześnie mnie ekscytowała i przerażała. Po pierwsze nie wiedziałam, czy Zuzia odwzajemnia moje uczucia, ponieważ nie mówiła otwarcie o swojej orientacji. Po drugie przenigdy nie kwestionowałam swojej heteroseksualności. Zawsze umawiałam się z facetami, aż nagle zaczęłam mieć lesbijskie fantazje i było mi strasznie wstyd, bo jak można o czymś takim nie wiedzieć? Po powrocie z żagli widywałyśmy się z Zuzią prawie codziennie, nadal jako „przyjaciółki”, chociaż teraz zdecydowanie kwalifikujemy te spotkania jako randki. Pierwszą z nich była wycieczka do IKEA po świeczki i wegańskie klopsy, potem rozmowa przez cały wieczór na balkonie mojej kawalerki. Tak naprawdę parą zostałyśmy jakieś pół roku później. Zuzia w międzyczasie wróciła do Londynu, aby skończyć studia, z kolei ja potrzebowałam czasu na przepracowanie tego wszystkiego. Później już poszło z górki; mój coming out przed rodziną i znajomymi, kolejny wyjazd na żagle, wspólna przeprowadzka i kot. Jestem bardzo szczęśliwa, Zuzka podobno też.
Możecie stworzyć Polskę od nowa na innej planecie. Jak wyglądałaby w waszej wersji?
Zuza: Moja wersja Polski jest bezemisyjna, może nawet ujemnie emisyjna. Społeczeństwo opiera się na budowaniu wartości użytkowej, a nie kapitałowej. Obywatele są antyrasistowscy, antyhomofobiczni, antyableistyczni, antykolonialni, antyksenofobiczni, antyszowinistyczni, antypatriarchalni. Anty, bo aktywnie zwalczają tego typu zachowania, nie tylko są im przeciwni. W skrócie byłoby to miejsce najbardziej przyjazne dla planety, klimatu i ludzi.
Agata: Moja Polska 2.0 jest wszystkim tym, czym Polska nie jest teraz: zieloną krainą pełną szczęśliwych, tolerancyjnych, dobrze dogadujących się ludzi. Taka utopia w stylu wioski Marii Antoniny albo Shire. Wszyscy żyją w zgodzie z naturą, w ciszy, każdy ma swoją małą chatkę, trzódkę owieczek i kur. Nie ma węgla, murów na granicy, kapitalizmu, patodeweloperki, prawicy, Kościoła ani patriarchatu. W tym scenariuszu Polska jest najbardziej tolerancyjnym, ekologicznym i progresywnym krajem na tej planecie.
Jaki jest wasz wymarzony scenariusz na ślub i wesele?
Zuza: Uważam ślub za przestarzałą tradycję, historycznie mającą przekazać kobietę mężczyźnie jako jego własność, co nie ma nic wspólnego z miłością. Jasne, teraz to się zmieniło, natomiast nadal nie widzę dla siebie miejsca w tej patriarchalnej instytucji. Jeżeli jednak kiedykolwiek miałabym zdecydować się na wesele, to tylko z Agatą. Spędziłybyśmy je na łonie natury albo bardzo blisko niej i jedynie z osobami, które chciałybyśmy zaprosić, a nie czułybyśmy, że wypada. Musiałby się pojawić też jakiś przypałowy element, bo inaczej nie byłabym sobą, może kiczowata piosenka z naszego ulubionego parku rozrywki?
Agata: Kiedyś w ogóle nie chciałam brać ślubu, ale odkąd jestem z Zuzią, coraz częściej o nim fantazjuję. Marzy mi się legalny, w Polsce, z urzędnikiem, który przyjedzie na miejsce, powie dwa zdania o pięknie wzajemnej miłości i wręczy papierki do podpisania. W tle leciałoby instrumentalne „Wildest Dreams” Taylor Swift, a całość miałaby miejsce w ogrodzie na skraju lasu. Wśród gości widzę jedynie naszych najbliższych przyjaciół i rodzinę. Cały wieczór wspominalibyśmy wspólne przeżycia, śmiali się, pili aperol i jedli pizzę. Wszędzie stałyby świeczki i światełka, ja miałabym na sobie cekinową sukienkę, a Zuzia skrojony na miarę różowy garnitur. Wiem, że to strasznie zwyczajna wizja, ale w kontekście życia w Polsce ślub pary homoseksualnej wciąż pozostaje największą fikcją.
Filmy, seriale i książki o tematyce queerowej, które zrobiły na was wrażenie?
Zuza: Moim ulubionym serialem jest „Lekomania”, o śledztwie w sprawie rozprzestrzeniania się OxyContinu i idącego za tym kryzysu opiatowego w Stanach Zjednoczonych. Fabuła serialu toczy się w konserwatywnym stanie, gdzie Betsy, lesbijka „w szafie”, uzależnia się od opiatów z powodu braku akceptacji. Ten serial chwyta mnie za serce, bo z jednej strony pokazuje historię pełną niesprawiedliwości i wyzysku społeczeństwa na rzecz miliardowych zysków korporacji, a z drugiej stanowi opowieść o braku akceptacji ze względu na orientację seksualną, co mocno ze mną rezonuje. Wyciągam z tego serialu poczucie, że brak akceptacji bardzo łatwo może się przerodzić w toksyczne, a nawet autodestrukcyjne zachowania. Dlatego tak ważne jest, by skupić się na osobach, dla których nie trzeba się zmieniać. Warto też pamiętać, że na końcu tunelu zawsze jest światło, po prostu nie poddawajmy się za szybko.
Agata: Uwielbiam „Carol”, za atmosferę filmu i rolę Cate Blanchett. Obejrzałam go, gdy już wiedziałam, że chcę być z Zuzią, i utożsamiam się trochę z postacią Rooney Mary, u której spotkanie odpowiedniej kobiety również pobudziło świadomość własnej orientacji. Poza tym uwielbiam fakt, że to film z happy endem, którego lesbijki w popkulturze najczęściej nie doświadczają. Jestem też fanką wszelkiego rodzaju queerowych reality show, „Prince Charming” czy ostatniego sezonu „Ultimatum”; może nie jest to najbardziej wyszukana forma reprezentacji, ale skoro heterycy mogą obnosić się ze swoimi romansami i toksycznymi dramami w telewizji, to osoby LGBT+ też.
Możecie zamówić portret swojej partnerki u dowolnego artysty czy artystki. Kogo wybierzecie?
Zuza: Wybrałabym artystkę, dzięki której się poznałyśmy, naszą znajomą Aleksandrę Nowicką. Obraz byłby stylizowany na portret królewski, przedstawiałby Agatę z naszym wspólnym kotem Grzybkiem na kolanach i aperolem w ręce. Widoczny byłby również jej szeroki, zaraźliwy uśmiech. W tle natomiast powinno znajdować się drzewo cytrynowe w pięknej doniczce z terakoty, czyli ulubione otoczenie Agaty.
Agata: Trochę cliché, ale wybrałabym Witkacego. Tylko on byłby w stanie oddać błękitne oczy Zuzi oraz jej osobowość. Chciałabym, aby był naćpany, rysując ją, bo Zuzia też nie bierze siebie zbyt serio. Na portrecie towarzyszyć jej powinien nasz puchaty kot Grzybek.

Karol i Igor
Karol – stylista i kostiumograf, współpracuje z czołówką polskiej mody, rodzimą i zagraniczną prasą, realizuje również międzynarodowe kampanie reklamowe.
Igor – zawodowo motion designer pracujący w branży reklamowej, w pracy artystycznej łączy modelowanie 3D z użyciem sztucznej inteligencji.
Jak się poznaliście?
Igor: Poznaliśmy się dziesięć lat temu (!) w jednym z najbardziej romantycznych miejsc na świecie – przy pętli autobusowej na warszawskim Tarchominie. Przedstawił nas sobie wspólny znajomy.
Karol: Pamiętam, że miałeś na sobie dżinsy rurki i koszulkę z amerykańską flagą, prawdziwe symbole tamtej epoki. Poznaliśmy się wtedy, ale zaczęliśmy się spotykać dopiero po kilku miesiącach. I to nieszczególnie na poważnie.
Igor: Historii naszej pierwszej randki nie przystoi publikować na łamach prasy. Wystarczy wspomnieć, że relacja nabrała rozpędu.
Możecie stworzyć Polskę od nowa na innej planecie. Jak wyglądałaby w waszej wersji?
Igor: Najlepiej byłoby wcale jej nie tworzyć od nowa, zwłaszcza na innej planecie. Kontynuowanie konceptu Polski w przestrzeni kosmicznej uważam za potencjalnie szkodliwe. Jeśli już, to z wysoko rozwiniętą edukacją estetyczną i obowiązkiem posiadania przez obywatela co najmniej jednego kota.
Karol: Taką Polskę wyobrażam sobie jako kosmiczną, pełną chromu chłoporobotniczą utopię. Z holograficznym Lajkonikiem i biorobotami w strojach łowickich z włókna węglowego.
Macie możliwość wyjazdu razem w dowolne miejsce na świecie, ale musicie podjąć decyzję w godzinę. Co robicie?
Igor: Bierzemy tylko najpotrzebniejsze rzeczy.
Karol: Jak na przykład osobną walizkę z kosmetykami do wieloetapowego rytuału pielęgnacyjnego.
Igor: Lecimy do Japonii i odwiedzamy wszystkie gwiazdkowe restauracje, w przerwach od jedzenia wylegując się w gorących źródłach.
Karol: Ja mam inny pomysł: w przebraniach zakonnic udajemy się na południe Francji, gdzie w prowansalskim klasztorze czas mija nam na bogobojnych śpiewach, tłoczeniu oliwy i pleceniu wianków z lawendy.
Jakim dizajnerskim dziełem byłby twój partner?
Karol: Igor byłby torebką-gołębiem JW Anderson albo bucikiem Loewe z balonowym obcasem. Każdy lubi niespodzianki.
Igor: A ty byłbyś stringami Gucci by Tom Ford.
Macie nieograniczony budżet na wymyślenie prezentu dla siebie nawzajem. Co by to było?
Igor: Sprawilibyśmy sobie skromny, minimalistyczny, betonowy schron gdzieś na skarpie, z widokiem na ocean.
Karol: Z lądowiskiem dla helikoptera.
Igor: W takim razie też helikopter.
Polecane

10 powodów, dla których warto kupić 114. numer K MAG-a „Tamte dni, tamte noce”

„Senza una donna” – topmodelka Alicja Tubilewicz w obiektywie Natalii Skotnickiej. Te zdjęcia czarują

12 najlepszych zagranicznych płyt pierwszej połowy 2023 wg redakcji K MAG

Wydaje 2 mln rocznie, aby być jak 18-latek. Wstrzyknął sobie krew syna

Stuhr, Ostaszewska i Włosok we wstrząsającym zwiastunie filmu Agnieszki Holland o uchodźcach

Będzie II edycja Fyre Festival – organizator wyszedł z więzienia. Bilety sprzedają się jak szalone!
Polecane

10 powodów, dla których warto kupić 114. numer K MAG-a „Tamte dni, tamte noce”

„Senza una donna” – topmodelka Alicja Tubilewicz w obiektywie Natalii Skotnickiej. Te zdjęcia czarują

12 najlepszych zagranicznych płyt pierwszej połowy 2023 wg redakcji K MAG

Wydaje 2 mln rocznie, aby być jak 18-latek. Wstrzyknął sobie krew syna

Stuhr, Ostaszewska i Włosok we wstrząsającym zwiastunie filmu Agnieszki Holland o uchodźcach
